Na wstępie bardzo przepraszam, dopiero teraz zauważyłam, że opcja komentowania dla anonimowych osób była zablokowana. Na szczęście jest już możliwa, więc liczę na komentarze :D
...
- O czym tak dyskutujecie? - Zapytałam siadając między nimi na ławce.
- Obgadujemy Cię. - Zaśmiał się Szymon.
- Nic nowego. - Wywróciłam oczyma i pokręciłam głową.
- Nooo, to chcesz nam może coś powiedzieć?? - Odwróciłam się w stronę przyjaciela i słodko się uśmiechnęłam.
- Zupełnie nic.
- Jasne, jak zwykle. Wczoraj coś szybko zniknęłaś.
- Spadaj. - Uderzyłam go lekko w ramię i wstałam. - Tomek, idziemy?
Chłopak skinął głową i także wstał. Pomachałam Szymonowi i ruszyłam za lekarzem w stronę lasu. Zawsze zaczynaliśmy zajęcia od spaceru.
- To co dzisiaj robimy? - Zapytałam wesoło po kilku minutach.
- Na razie chodzimy. - Odparł zamyślony.
- No dawaj, tylko chodzić będziemy? - Szturchnęłam go zaczepnie. - Zróbmy coś szalonego!
- Na przykład co? - Przystanął i podparł się pod boki.
- Nie wiem, Ty tu jesteś od myślenia co ze mną robić. - Uśmiechnęłam się od niego.
- Dziewczyno, co ja z Tobą mam... - Pokręcił głową i ruszył przed siebie.
- Tomuśśśśśś. - Zawołałam i ruszyłam za nim truchtem. - Nie bądź taki...
- Jaki? - Mruknął pod nosem.
- Inny.
- Jestem normalny. - Popatrzył na mnie uważnie. - Rozmawiałem dziś z Szymonem.
- Tak i co w związku z tym?
- Uważamy, że powinnaś wrócić do treningów.
- CO? - Stanęłam jak wryta i patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma.
- No przecież słyszysz. Ja nie widzę przeciwwskazań, Szymon też. Popatrz, czujesz się już dobrze, a nawet bardzo dobrze. - Kiwnęłam głową. - Ghrom tylko się meczy mając treningi na lonży. Uważam, że to najlepsze rozwiązanie.
Nie odpowiedziałam nic, tylko rzuciłam się mu na szyję i mocno przytuliłam. Po chwili chłopak odwzajemnił mój gest.
- Dziękuję! - Ucałowałam go w policzek i odsunęłam się. - To kiedy mogę zaczynać?
- Jesteś w gorącej wodzie kąpana! - Zaśmiał się i uśmiechnął szeroko. - Dzisiaj.
- Super! - Cieszyłam się jak małe dziecko. - To wracamy?
- Wracamy. - Pokręcił ze śmiechem głową i ruszył za mną.
Rozstaliśmy się pod domem. Ja pobiegłam na górę, aby zmienić ubrania, a Tomek poszedł do czekającego obok pastwiska Szymona.
Z szafy wyciągnęłam pierwsze lepsze ubrania na konie i je na siebie narzuciłam.
Kilka minut później biegłam już do stajni. Zgarnęłam po drodze sprzęt dla ogiera. Po wejściu do budynku odwiesiłam go na drzwi i weszłam powoli do boksu.
- Cześć śliczny. - Ogier uniósł głowę i zarżał na mój widok. - Też się cieszę, że Cię widzę. - Zmierzwiłam mu grzywkę, na co zabawnie potrząsnął łbem.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam się za szybkie czyszczenie. Koń nie był brudny, jednak to zawsze go przed jazdą odprężało. Pozwoliłam szczotce delikatnie błądzić po jego szyi. brzuchu, bokach. Przejeżdżałam nią lekko i dokładnie.
Następnie wyczyściłam kopyta, wyciągnęłam z rowków trochę trocin, które leżały w boksie.
"Czas zadzwonić do kowala" - Pomyślałam, widząc że śruby przy podkowach trochę się już poluzowały.
Na koniec została mi grzywa i ogon. Ogier zwiesił głowę i przymknął oczy poddając się moim czynnością. Sprawiały mu przyjemność, zresztą tak jak mi. Uwielbiałam się nim zajmować. Byłam tak zajęta, że nie usłyszałam zbliżającej się osoby.
- Zuz, długo każesz czekać? - Podskoczyłam na dźwięk głosu Szymona.
- Już idę. - Odparłam zerkając na zegar. Ups, troszkę mi zeszło, stałam tutaj już 30 minut.
- Czekamy. - Uśmiechnął się zachęcająco i zniknął na zewnątrz.
Odetchnęłam i odłożyłam szczotki do pudełka. Odstawiłam je na szafkę i sięgnęłam po czaprak. Delikatnie nałożyłam go koniowi na grzbiet, a zaraz później wylądowało na nim siodło. Zapinając popręg odezwałam się do ogiera.
- No Ghrom, pokaż się dziś z tej fajniejszej strony i nie obij mi tyłka. - Odpowiedziało mi parsknięcie. Poklepałam go po szyi i ubrałam na koniec ogłowie. - Chodź kochaniutki, Panowie czekają.
Koń posłusznie opuścił wraz ze mną stajnię i wyszedł na podwórko. Podciągnęłam ponownie popręg i powoli weszłam na siodło. Nie było tak źle, póki co bez problemów.
Z uśmiechem podjechałam do chłopaków uważnie przyglądających się moim czynom.
- I jak? - Zapytał od razu Szymon.
- Na razie dobrze. - Byłam lekko spięta. - Zobaczymy co dalej.
Perspektywa Tomka.
Na jeździectwie nie znałem się w ogóle, ale według mnie Zuzie szło całkiem dobrze. Szymon zaprowadził nas na kawałek ogrodzonej łąki i wydawał jej jakieś polecenia. Oglądałem wszystko jak zaczarowany. Wyglądała cudownie, taka radosna, roześmiana. Od razu widać było więź, jaką miała z koniem.
- Dobra dawaj, zagalopuj! - Krzyknął po jakimś czasie Szymon.
- Na pewno? - Zapytała z lekkim strachem.
- Przecież nie spadniesz. Dasz radę! - Dziewczyna kiwnęła głową.
Chłopak podszedł i usiadł obok mnie na płocie.
- I jak to wygląda? - Zapytałem od razu.
- Cudownie nie jest. - Odparł cicho. Uważnie oglądał to co działo się na padoku. - Nie zapomniała jak się jeździ, ale widać brak pewności, która zawsze jej towarzyszyła. Poza tym osłabły jej mięśnie. Długa droga zanim wróci do skakania, a jeszcze dłuższa zanim pomyślimy w ogóle o zawodach. Straci ten sezon.
Zwróciłem wzrok na Zuze. W skupieniu galopowała dookoła, mocno trzymając konia na wodzach. Faktycznie nie wyglądało to tak płynnie, jak widywałem czasem w telewizji. Brakowało tego czegoś. Ale co się dziwić, ma małą traumę. Wierzyłem mimo wszystko, że kto jak kto, ale ona na pewno da sobie radę.
- W takie razie dobrze, że ma Ciebie. - Chwyciłem go pocieszająco za ramię. Odpowiedział nikłym uśmiechem.
- Zuz, koniec. - Ogłosił po jakiejś godzinie Szymon.
- Już? - Zapytała zrezygnowana. Widać było jej zmęczenie.
- Nie możesz się tak przemęczać.
- No okej, okej. - Mruknęła w końcu.
- 15 minut jeszcze i go odstaw, dobrze?. Ja muszę jechać coś załatwić. Pan Doktor Cię przypilnuje. - Mrugnął do mnie, a ja cicho się zaśmiałem.
- Jasne. - Rzuciła i odjechała kawałek dalej.
Chłopak zaskoczył z ogrodzenia i odwrócił się w moją stronę.
- To do zobaczenia Tomek. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, więc uścisnąłem ją. - Przypilnuj jej.
- Nie ma sprawy, cześć.
Skinął jeszcze i wyszedł. Kiedy miałem pewność, że odszedł wróciłem do przyglądania się Zuzie. Znaliśmy się nie tak długo, a zdążyła mi już namieszać w głowie. Chyba jednak dla niej nic to nie znaczyło. Z tego co widziałem rano, pogodziła się z tym siatkarzem. Zresztą więcej niż pogodziła. Żałowałem, że nie skorzystałem z wczorajszego zaproszenia. Mógłbym wtedy coś spróbować, dać jej znać o moich uczuciach, ale teraz już na to za późno. Wybrała kogo woli. Straciłem taką szansę.
- Tomek?
Zorientowałem się, że patrzę bezmyślnie w horyzont. Otrząsnąłem się od razu. Nawet nie zauważyłem, kiedy dziewczyna poszła rozsiodłać ogiera i wypuścić go na pastwisko.
- Tak? - Odwróciłem się w jej stronę.
- Będziesz tu tak siedział, czy idziesz?
- Idę, idę. - Posłała mi delikatny uśmiech, który tak cudownie do niej pasował.
"Chyba mam problem."
- Dziękuję. - Odezwała się cicho, kiedy w milczeniu podążaliśmy w kierunku domu.
- Nie masz za co. - Zapewniłem ją z uśmiechem. - Najwyższy czas, żeby mistrzyni wróciła do zawodu.
- Nie jest tak kolorowo. - Skrzywiła się. - Wszystko mnie boli, Ghrom chodzi strasznie sztywno, nie czuje go jak wcześniej.
- Na pewno się dogadacie. - Delikatnie objąłem ją ramieniem.
- Oby.
Dotarliśmy do mojego samochodu, więc się zatrzymałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie idziesz na górę?
- Dziś nie. - Przekręciłem w drzwiach kluczyk. - Za niedługo idę do pracy. Muszę coś zjeść.
- Codziennie jadaliśmy razem. - Założyła ręce na piersiach.
- No tak, ale... - Nie dała mi dokończyć.
- Ale co? Tomek, powiesz mi o co chodzi? Od rana zachowujesz się inaczej. Coś się stało?
- Dlaczego inaczej? - Popatrzyłem jej w oczy.
- Jesteś rozkojarzony, trzymasz mnie na dystans. Zrobiłam coś? - Uważnie mi się przyglądała.
- Nie, po prostu czegoś żałuję.
- Niby czego? - Zdziwiłem ją.
- Nie wykorzystałem szansy, a teraz już jest za późno. Wybrałaś. - Odparłem po prostu.
- Jakiej znowu szansy? I co wybrałam? - Widziałem, że jest zagubiona. Nie wiedziała o co mi chodzi. Westchnąłem cicho.
- Szansy na to.
Chwyciłem jej podbródek i nachyliłem się szybko, nie dając jej szansy na reakcję. Na krótką chwilę złączyłem nasze usta, mając jeszcze nadzieję, że może odpowie. Nie zrobiła tego.
Odsunąłem się niechętnie i od razu napotkałem jej zaszokowane spojrzenie.
- Musiałem, chociaż ten jeden raz. - Wsiadłem do samochodu i tak po prostu odjechałem.
Perspektywa Zuzy.
Tkwiłam dalej w tym samym miejscu, w którym zostawił mnie Tomek. Nie tego się spodziewałam. Przecież to tylko przyjaciel, nikt więcej. Jednak dotyk jego miękkich warg coś znaczył. Kiedy mnie pocałował, poczułam jak ciepło zalało moje ciało. Jeszcze kilka dni temu byłabym z takiego obrotu szczęśliwa, ale teraz? Przecież byłam z Niko, o tym marzyłam.
Ruszyłam się w końcu i podreptałam na górę.
Kroki od razu skierowałam do kuchni i odgrzałam sobie obiad. Czułam potworny głód. Efekt treningu.
Zjadłam posiłek stojąc na balkonie. Przyglądałam się bawiącym się koniom. Brakowało mi tego widoku w szpitalu.
Brudne naczynia odstawiłam po chwili do zlewu i wróciłam do poprzedniego miejsca. Przymknęłam zadowolona oczy i położyłam się na balkonowym fotelu. Byłam strasznie zmęczona. Sen od razu mnie zmorzył.
Kilka minut po 16 otworzyłam zaspane powieki. Chyba trochę pospałam. Przeciągnęłam się i poczułam, jak kleją się do mnie przepocone ubrania. Niechętnie wstałam i ruszyłam, aby doprowadzić się do porządku.
Ściągnęłam od razu brudne ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie. Potrzebowałam prysznica, toteż po chwili stałam pod zimnym strumieniem. Nie miałam ochoty myśleć, a lodowata woda bardzo mi to ułatwiała. Wyszorowałam dokładnie ciało i umyłam włosy. Znajomy zapach szamponu podziałał kojąco na moje nerwy.
Po wyjściu założyłam czystą bieliznę i owinęłam się ręcznikiem. Rozczesałam jeszcze starannie włosy i poprawiłam makijaż.
Zadowolona wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku pokoju. Zamierzałam coś ubrać i zabrać się za gotowanie. Niko na pewno będzie głodny, jak wróci.
Stanęłam przed szafą i jęknęłam w duchu. Nie wiedziałam co na siebie założyć. Przeglądałam akurat bluzki, kiedy poczułam czyjś dotyk na gołych ramionach. Momentalnie się odwróciłam.
W jednej chwili stałam przed szafą, a w drugiej byłam już przygniatana mocno do łóżka. Ręce miałam przetrzymywane nad głową, więc o ucieczce nie było mowy. W moje usta zachłannie wpiły się czyjeś wargi. Odpowiedziałam od razu. Pocałunek był bardzo namiętny i niezwykle długi. Wargi pieściły moje, język chłopaka siał spustoszenie w moich ustach. Kiedy brakło mi oddechu i oderwałam się, żeby zaczerpnąć powietrza przybysz przeniósł się na moją szyję.
- Ładny ręczniczek, ale może lepiej go zdjąć? - Zapytała między pocałunkami Niko.
- Zachowuj się! - Zaśmiałam się cicho.
Penchev odpowiedział uśmiechem i znów wrócił do moich ust. Dłonie przeniósł w końcu na moją talię, więc mogłam go objąć. Jedną dłoń wplotłam mu we włosy, a drugą zaczęłam delikatnie drapać kark. Mruknął zadowolony, co od razu wykorzystałam. Popchnęłam go lekko i przekręciłam na plecy, jednak mocno mnie trzymał i w efekcie wylądowałam na nim. Nie taki był cel. Pozwoliłam jeszcze chwilę na pieszczotę i po chwili się odsunęłam.
- Muszę zacząć zamykać mieszkanie. - Uśmiechnęłam się szeroko łapiąc oddech.
- Nie trzeba. - Odparł, gładząc mnie lekko po udach. - Zawsze można Cię zaskoczyć.
- Miło zaskoczyć. - Pocałowałam go szybko i wstałam. - Teraz mi się daj ubrać.
- To wybierz coś ładnego. - Mrugnął zalotnie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Z jakiej okazji?
- Porywam Cię na kolację. - Usiadł i przyciągnął mnie do siebie za dłoń. W końcu byłam z nim równa.
- To randka? - Popatrzyłam mu w oczy.
- Tak. - Ucałował mój policzek i przytulił mnie do siebie mocno. - Chyba, że chcesz zostać tutaj... - Szepnął wprost w moje ucho i wsunął dłoń pod cienki materiał ręcznika.
- Panuj nad sobą Penchev! - Odepchnęłam go lekko i zmierzwiłam mu włosy. - A teraz sio. - Wskazałam na drzwi.
- A nie mogę zo...
- Nie. - Rzuciłam od razu.
- Może jednak? - Zapytał z nadzieją.
- Nie.
- Ale jesteś. - Burknął obrażony i wstał.
- Jedyna w swoim rodzaju. - Rzuciłam słodko i wypchnęłam go za drzwi.
Wiedziałam od razu co ubrać.
Sukienkę kupiłam kilka dni przed wypadkiem i jeszcze jej na sobie nie miałam. Buty oraz dodatki wybrałam natychmiast. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, nadal były wilgotne.
Zadowolona wyszłam z pokoju i uśmiechnęłam się do siatkarza, który nawet nie krył, że bezczelnie rozbiera mnie wzrokiem.
- Możemy iść. - Chwyciłam go za dłoń i ruszyłam do wyjścia.
- Zupełnie nic.
- Jasne, jak zwykle. Wczoraj coś szybko zniknęłaś.
- Spadaj. - Uderzyłam go lekko w ramię i wstałam. - Tomek, idziemy?
Chłopak skinął głową i także wstał. Pomachałam Szymonowi i ruszyłam za lekarzem w stronę lasu. Zawsze zaczynaliśmy zajęcia od spaceru.
- To co dzisiaj robimy? - Zapytałam wesoło po kilku minutach.
- Na razie chodzimy. - Odparł zamyślony.
- No dawaj, tylko chodzić będziemy? - Szturchnęłam go zaczepnie. - Zróbmy coś szalonego!
- Na przykład co? - Przystanął i podparł się pod boki.
- Nie wiem, Ty tu jesteś od myślenia co ze mną robić. - Uśmiechnęłam się od niego.
- Dziewczyno, co ja z Tobą mam... - Pokręcił głową i ruszył przed siebie.
- Tomuśśśśśś. - Zawołałam i ruszyłam za nim truchtem. - Nie bądź taki...
- Jaki? - Mruknął pod nosem.
- Inny.
- Jestem normalny. - Popatrzył na mnie uważnie. - Rozmawiałem dziś z Szymonem.
- Tak i co w związku z tym?
- Uważamy, że powinnaś wrócić do treningów.
- CO? - Stanęłam jak wryta i patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma.
- No przecież słyszysz. Ja nie widzę przeciwwskazań, Szymon też. Popatrz, czujesz się już dobrze, a nawet bardzo dobrze. - Kiwnęłam głową. - Ghrom tylko się meczy mając treningi na lonży. Uważam, że to najlepsze rozwiązanie.
Nie odpowiedziałam nic, tylko rzuciłam się mu na szyję i mocno przytuliłam. Po chwili chłopak odwzajemnił mój gest.
- Dziękuję! - Ucałowałam go w policzek i odsunęłam się. - To kiedy mogę zaczynać?
- Jesteś w gorącej wodzie kąpana! - Zaśmiał się i uśmiechnął szeroko. - Dzisiaj.
- Super! - Cieszyłam się jak małe dziecko. - To wracamy?
- Wracamy. - Pokręcił ze śmiechem głową i ruszył za mną.
Rozstaliśmy się pod domem. Ja pobiegłam na górę, aby zmienić ubrania, a Tomek poszedł do czekającego obok pastwiska Szymona.
Z szafy wyciągnęłam pierwsze lepsze ubrania na konie i je na siebie narzuciłam.
Kilka minut później biegłam już do stajni. Zgarnęłam po drodze sprzęt dla ogiera. Po wejściu do budynku odwiesiłam go na drzwi i weszłam powoli do boksu.
- Cześć śliczny. - Ogier uniósł głowę i zarżał na mój widok. - Też się cieszę, że Cię widzę. - Zmierzwiłam mu grzywkę, na co zabawnie potrząsnął łbem.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam się za szybkie czyszczenie. Koń nie był brudny, jednak to zawsze go przed jazdą odprężało. Pozwoliłam szczotce delikatnie błądzić po jego szyi. brzuchu, bokach. Przejeżdżałam nią lekko i dokładnie.
Następnie wyczyściłam kopyta, wyciągnęłam z rowków trochę trocin, które leżały w boksie.
"Czas zadzwonić do kowala" - Pomyślałam, widząc że śruby przy podkowach trochę się już poluzowały.
Na koniec została mi grzywa i ogon. Ogier zwiesił głowę i przymknął oczy poddając się moim czynnością. Sprawiały mu przyjemność, zresztą tak jak mi. Uwielbiałam się nim zajmować. Byłam tak zajęta, że nie usłyszałam zbliżającej się osoby.
- Zuz, długo każesz czekać? - Podskoczyłam na dźwięk głosu Szymona.
- Już idę. - Odparłam zerkając na zegar. Ups, troszkę mi zeszło, stałam tutaj już 30 minut.
- Czekamy. - Uśmiechnął się zachęcająco i zniknął na zewnątrz.
Odetchnęłam i odłożyłam szczotki do pudełka. Odstawiłam je na szafkę i sięgnęłam po czaprak. Delikatnie nałożyłam go koniowi na grzbiet, a zaraz później wylądowało na nim siodło. Zapinając popręg odezwałam się do ogiera.
- No Ghrom, pokaż się dziś z tej fajniejszej strony i nie obij mi tyłka. - Odpowiedziało mi parsknięcie. Poklepałam go po szyi i ubrałam na koniec ogłowie. - Chodź kochaniutki, Panowie czekają.
Koń posłusznie opuścił wraz ze mną stajnię i wyszedł na podwórko. Podciągnęłam ponownie popręg i powoli weszłam na siodło. Nie było tak źle, póki co bez problemów.
Z uśmiechem podjechałam do chłopaków uważnie przyglądających się moim czynom.
- I jak? - Zapytał od razu Szymon.
- Na razie dobrze. - Byłam lekko spięta. - Zobaczymy co dalej.
Perspektywa Tomka.
Na jeździectwie nie znałem się w ogóle, ale według mnie Zuzie szło całkiem dobrze. Szymon zaprowadził nas na kawałek ogrodzonej łąki i wydawał jej jakieś polecenia. Oglądałem wszystko jak zaczarowany. Wyglądała cudownie, taka radosna, roześmiana. Od razu widać było więź, jaką miała z koniem.
- Dobra dawaj, zagalopuj! - Krzyknął po jakimś czasie Szymon.
- Na pewno? - Zapytała z lekkim strachem.
- Przecież nie spadniesz. Dasz radę! - Dziewczyna kiwnęła głową.
Chłopak podszedł i usiadł obok mnie na płocie.
- I jak to wygląda? - Zapytałem od razu.
- Cudownie nie jest. - Odparł cicho. Uważnie oglądał to co działo się na padoku. - Nie zapomniała jak się jeździ, ale widać brak pewności, która zawsze jej towarzyszyła. Poza tym osłabły jej mięśnie. Długa droga zanim wróci do skakania, a jeszcze dłuższa zanim pomyślimy w ogóle o zawodach. Straci ten sezon.
Zwróciłem wzrok na Zuze. W skupieniu galopowała dookoła, mocno trzymając konia na wodzach. Faktycznie nie wyglądało to tak płynnie, jak widywałem czasem w telewizji. Brakowało tego czegoś. Ale co się dziwić, ma małą traumę. Wierzyłem mimo wszystko, że kto jak kto, ale ona na pewno da sobie radę.
- W takie razie dobrze, że ma Ciebie. - Chwyciłem go pocieszająco za ramię. Odpowiedział nikłym uśmiechem.
- Zuz, koniec. - Ogłosił po jakiejś godzinie Szymon.
- Już? - Zapytała zrezygnowana. Widać było jej zmęczenie.
- Nie możesz się tak przemęczać.
- No okej, okej. - Mruknęła w końcu.
- 15 minut jeszcze i go odstaw, dobrze?. Ja muszę jechać coś załatwić. Pan Doktor Cię przypilnuje. - Mrugnął do mnie, a ja cicho się zaśmiałem.
- Jasne. - Rzuciła i odjechała kawałek dalej.
Chłopak zaskoczył z ogrodzenia i odwrócił się w moją stronę.
- To do zobaczenia Tomek. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, więc uścisnąłem ją. - Przypilnuj jej.
- Nie ma sprawy, cześć.
Skinął jeszcze i wyszedł. Kiedy miałem pewność, że odszedł wróciłem do przyglądania się Zuzie. Znaliśmy się nie tak długo, a zdążyła mi już namieszać w głowie. Chyba jednak dla niej nic to nie znaczyło. Z tego co widziałem rano, pogodziła się z tym siatkarzem. Zresztą więcej niż pogodziła. Żałowałem, że nie skorzystałem z wczorajszego zaproszenia. Mógłbym wtedy coś spróbować, dać jej znać o moich uczuciach, ale teraz już na to za późno. Wybrała kogo woli. Straciłem taką szansę.
- Tomek?
Zorientowałem się, że patrzę bezmyślnie w horyzont. Otrząsnąłem się od razu. Nawet nie zauważyłem, kiedy dziewczyna poszła rozsiodłać ogiera i wypuścić go na pastwisko.
- Tak? - Odwróciłem się w jej stronę.
- Będziesz tu tak siedział, czy idziesz?
- Idę, idę. - Posłała mi delikatny uśmiech, który tak cudownie do niej pasował.
"Chyba mam problem."
- Dziękuję. - Odezwała się cicho, kiedy w milczeniu podążaliśmy w kierunku domu.
- Nie masz za co. - Zapewniłem ją z uśmiechem. - Najwyższy czas, żeby mistrzyni wróciła do zawodu.
- Nie jest tak kolorowo. - Skrzywiła się. - Wszystko mnie boli, Ghrom chodzi strasznie sztywno, nie czuje go jak wcześniej.
- Na pewno się dogadacie. - Delikatnie objąłem ją ramieniem.
- Oby.
Dotarliśmy do mojego samochodu, więc się zatrzymałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie idziesz na górę?
- Dziś nie. - Przekręciłem w drzwiach kluczyk. - Za niedługo idę do pracy. Muszę coś zjeść.
- Codziennie jadaliśmy razem. - Założyła ręce na piersiach.
- No tak, ale... - Nie dała mi dokończyć.
- Ale co? Tomek, powiesz mi o co chodzi? Od rana zachowujesz się inaczej. Coś się stało?
- Dlaczego inaczej? - Popatrzyłem jej w oczy.
- Jesteś rozkojarzony, trzymasz mnie na dystans. Zrobiłam coś? - Uważnie mi się przyglądała.
- Nie, po prostu czegoś żałuję.
- Niby czego? - Zdziwiłem ją.
- Nie wykorzystałem szansy, a teraz już jest za późno. Wybrałaś. - Odparłem po prostu.
- Jakiej znowu szansy? I co wybrałam? - Widziałem, że jest zagubiona. Nie wiedziała o co mi chodzi. Westchnąłem cicho.
- Szansy na to.
Chwyciłem jej podbródek i nachyliłem się szybko, nie dając jej szansy na reakcję. Na krótką chwilę złączyłem nasze usta, mając jeszcze nadzieję, że może odpowie. Nie zrobiła tego.
Odsunąłem się niechętnie i od razu napotkałem jej zaszokowane spojrzenie.
- Musiałem, chociaż ten jeden raz. - Wsiadłem do samochodu i tak po prostu odjechałem.
Perspektywa Zuzy.
Tkwiłam dalej w tym samym miejscu, w którym zostawił mnie Tomek. Nie tego się spodziewałam. Przecież to tylko przyjaciel, nikt więcej. Jednak dotyk jego miękkich warg coś znaczył. Kiedy mnie pocałował, poczułam jak ciepło zalało moje ciało. Jeszcze kilka dni temu byłabym z takiego obrotu szczęśliwa, ale teraz? Przecież byłam z Niko, o tym marzyłam.
Ruszyłam się w końcu i podreptałam na górę.
Kroki od razu skierowałam do kuchni i odgrzałam sobie obiad. Czułam potworny głód. Efekt treningu.
Zjadłam posiłek stojąc na balkonie. Przyglądałam się bawiącym się koniom. Brakowało mi tego widoku w szpitalu.
Brudne naczynia odstawiłam po chwili do zlewu i wróciłam do poprzedniego miejsca. Przymknęłam zadowolona oczy i położyłam się na balkonowym fotelu. Byłam strasznie zmęczona. Sen od razu mnie zmorzył.
Kilka minut po 16 otworzyłam zaspane powieki. Chyba trochę pospałam. Przeciągnęłam się i poczułam, jak kleją się do mnie przepocone ubrania. Niechętnie wstałam i ruszyłam, aby doprowadzić się do porządku.
Ściągnęłam od razu brudne ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie. Potrzebowałam prysznica, toteż po chwili stałam pod zimnym strumieniem. Nie miałam ochoty myśleć, a lodowata woda bardzo mi to ułatwiała. Wyszorowałam dokładnie ciało i umyłam włosy. Znajomy zapach szamponu podziałał kojąco na moje nerwy.
Po wyjściu założyłam czystą bieliznę i owinęłam się ręcznikiem. Rozczesałam jeszcze starannie włosy i poprawiłam makijaż.
Zadowolona wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku pokoju. Zamierzałam coś ubrać i zabrać się za gotowanie. Niko na pewno będzie głodny, jak wróci.
Stanęłam przed szafą i jęknęłam w duchu. Nie wiedziałam co na siebie założyć. Przeglądałam akurat bluzki, kiedy poczułam czyjś dotyk na gołych ramionach. Momentalnie się odwróciłam.
W jednej chwili stałam przed szafą, a w drugiej byłam już przygniatana mocno do łóżka. Ręce miałam przetrzymywane nad głową, więc o ucieczce nie było mowy. W moje usta zachłannie wpiły się czyjeś wargi. Odpowiedziałam od razu. Pocałunek był bardzo namiętny i niezwykle długi. Wargi pieściły moje, język chłopaka siał spustoszenie w moich ustach. Kiedy brakło mi oddechu i oderwałam się, żeby zaczerpnąć powietrza przybysz przeniósł się na moją szyję.
- Ładny ręczniczek, ale może lepiej go zdjąć? - Zapytała między pocałunkami Niko.
- Zachowuj się! - Zaśmiałam się cicho.
Penchev odpowiedział uśmiechem i znów wrócił do moich ust. Dłonie przeniósł w końcu na moją talię, więc mogłam go objąć. Jedną dłoń wplotłam mu we włosy, a drugą zaczęłam delikatnie drapać kark. Mruknął zadowolony, co od razu wykorzystałam. Popchnęłam go lekko i przekręciłam na plecy, jednak mocno mnie trzymał i w efekcie wylądowałam na nim. Nie taki był cel. Pozwoliłam jeszcze chwilę na pieszczotę i po chwili się odsunęłam.
- Muszę zacząć zamykać mieszkanie. - Uśmiechnęłam się szeroko łapiąc oddech.
- Nie trzeba. - Odparł, gładząc mnie lekko po udach. - Zawsze można Cię zaskoczyć.
- Miło zaskoczyć. - Pocałowałam go szybko i wstałam. - Teraz mi się daj ubrać.
- To wybierz coś ładnego. - Mrugnął zalotnie, a ja parsknęłam śmiechem.
- Z jakiej okazji?
- Porywam Cię na kolację. - Usiadł i przyciągnął mnie do siebie za dłoń. W końcu byłam z nim równa.
- To randka? - Popatrzyłam mu w oczy.
- Tak. - Ucałował mój policzek i przytulił mnie do siebie mocno. - Chyba, że chcesz zostać tutaj... - Szepnął wprost w moje ucho i wsunął dłoń pod cienki materiał ręcznika.
- Panuj nad sobą Penchev! - Odepchnęłam go lekko i zmierzwiłam mu włosy. - A teraz sio. - Wskazałam na drzwi.
- A nie mogę zo...
- Nie. - Rzuciłam od razu.
- Może jednak? - Zapytał z nadzieją.
- Nie.
- Ale jesteś. - Burknął obrażony i wstał.
- Jedyna w swoim rodzaju. - Rzuciłam słodko i wypchnęłam go za drzwi.
Wiedziałam od razu co ubrać.
Sukienkę kupiłam kilka dni przed wypadkiem i jeszcze jej na sobie nie miałam. Buty oraz dodatki wybrałam natychmiast. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, nadal były wilgotne.
Zadowolona wyszłam z pokoju i uśmiechnęłam się do siatkarza, który nawet nie krył, że bezczelnie rozbiera mnie wzrokiem.
- Możemy iść. - Chwyciłam go za dłoń i ruszyłam do wyjścia.
...
Przepraszam, że tak długo kazałam czekać :/
Cały tydzień jestem chora i pisanie naprawdę idzie kiepsko :/
Jednak już do Was wracam i obiecuję, że więcej tak Was nie zaniedbam ;*
Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do komentowania ;*
~ DarkFace
Och biedny Tomek. 😞 Zakochał się, ale nie z wzajemnością. Ha! Co ten Niko taki napalony?! 😃 Zuza w tej sprawie chyba długo mu nie oprze. Piękny rozdział. 😍 Czekam już na kolejny. 😉 Pozdrawiam. 😉
OdpowiedzUsuńAAA! Penchev! :D jak słodko ; )) za słodko, świetne, pozdrawiam ;-*
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńNiko! Słodki :* czekam na następny ; ))
OdpowiedzUsuńA nie mówiłam, że Tomek coś odpieprzy?! Z facetami same problemy! No oczywiscie oprócz Niko :D z nim to sama przyjemność :D fajnie, że Zuz juz wraca do siodła. To normalne, że jest 'rozstrojona'. Kiedy ostatni raz jeździła konno? 4 miesiące temu? Trzeba trenować, nic innego nie zostaje ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i weny jak zawsze zycze :)
oj ten Tomek mi się nie podoba za bardzo kręci się koło Zuzy
OdpowiedzUsuńczekam na następny
pozdrawiam
No to nam się Tomek zakochał, na szczęście bez wzajemności. Myślę,że Zuza już niedługo będzie się opierać Niko. Czekam z niecierpliwością na następny:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńkiedy następny rozdział
OdpowiedzUsuńw między czasie zapraszam do siebie
http://kacperkowelove.blogspot.com/
jeszcze nwm kiedy, do Ciebie na pewno wpadnę ;)
Usuńpozdrawiam ;*
mam nadzieję że ten Tomek nie będzie się kręcić koło Zuzy i nie przeszkodzi w związku Zuzy i Niko
OdpowiedzUsuńZuza raczej za długo nie będzie się opierać Niko
kiedy następny;-)
jeszcze nie wiem kiedy :)
Usuńna razie zapraszam na drugiego bloga ;)
http://w-wirze-przeznaczenia.blogspot.com/