niedziela, 29 marca 2015

Coś nowego :)

Ruszam także z nowym blogiem, zachęcam do czytania :)
Opowiada historię Fabiana i Izy.
Prolog już się pojawił :)

http://w-wirze-przeznaczenia.blogspot.com/

~ DarkFace

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 16.

Rozpłakałam się. Jak małe dziecko, ale nie potrafiłam inaczej. Wróciłam, żyję, jestem przytomna.
Wylądowałam w objęciach Szymona i zaszlochałam mocniej. Przyjaciel przytulał mnie mocno i szeptał coś do ucha.
Po kilku minutach uspokoiłam się. Byłam strasznie zmęczona. Kto by pomyślał, że chwila płaczu potrafi tak mocno wyczerpać.
Chłopak odsunął się, a ja uśmiechnęłam lekko. Po policzku spływała mu łza. Uniosłam dłoń, mimo że była ciężka jak cholera. Udało się, otarłam delikatnie słoną kroplę i dotknęłam jego policzka.
- Nie płacz, głupku. - Mój głos był strasznie cichy i zachrypnięty. Odchrząknęłam.
- Obudziłaś się. - Głos mu drżał. - Tak się bałem.
- Ciii, jestem tu już. Spokojnie. - Nabrałam powietrza w płuca i zakaszlałam. Miałam strasznie sucho w ustach.
- Co jest? - Zapytał wystraszony.
- Pić. - Odrzekłam krótko i rozejrzałam się po pokoju.
Był urządzony w dość jasnych barwach, pomarańczowe ściany, biały sufit, mało mebli. Leżałam w nim tylko ja, nikogo więcej. Nie dziwiłam się, był bardzo mały.
Szymon wstał i wyszukał w szafce butelkę z małą wodą. Nachylił się nade mną i pomógł mi się unieść. Chwyciłam butelkę niepewnie i pociągnęłam łyk. Zimna ciesz spłynęła w dół mojego gardła. Od razu lepiej. Wypiłam jeszcze trochę i ułożyłam się na poduszkach.
- Już okej? - Zapytał Szymon siadając z powrotem na krześle obok.
- Tak, tak. Dzięki. - Teraz brzmiało to już lepiej.
- Chyba muszę iść po lekarza. - Zerwał się nagle i popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczyma. - Zaczekasz?
- Nie, pójdę do domu, nie śpiesz się. - Sarkazm aż ode mnie bił.
Chłopak pokręcił ze śmiechem głową i wyszedł.

- Witam Pani Zuzanno. Nazywam się Tomasz Gworski i jestem Pani lekarzem prowadzącym. Jak się Pani czuje? - Przede mną stał dość młody lekarz z wielkim uśmiechem na ustach. Do tego był strasznie przystojny. Ale stop! Opanuj się dziewczyno.
- Dobrze. - Odpowiedziałam cicho i nieśmiało się uśmiechnęłam. Byłam trochę zmieszana w jego towarzystwie i sama nie rozumiałam dlaczego.
- Dziś już myślę, że damy Pani spokój. Jutro rano zlecę wszystkie badania i zobaczymy co będzie dalej. - Przysiadł na krześle obok. - Pamięta Pani co się stało?
- Wygrałam zawody. - Ułożyłam się wygodniej na poduszkach i odwróciłam wzrok. - Później jechałyśmy z dziewczynami. Była runda honorowa. Wiem, że nagle złamało się drzewo, a mój koń się spłoszył. Ostatnie co pamiętam, to jak spadłam i leciałam w kierunku drzewa. - Przy ostatnim zdaniu mój głos zadrżał, a moje oczy mimowolnie się zaszkliły.
- Spokojnie, nie musisz więcej opowiadać. - Ścisnął delikatnie moje ramię.
- Nic innego nie pamiętam. - Odetchnęłam głębiej i popatrzyłam znowu na mężczyznę.
- Dobrze w takim razie nie będę Cię już dziś męczył. - Wstał i zabrał z szafki jakąś teczkę. - Wyśpij się dziś, a jutro po badaniach powiem co dalej. Zgoda? - Kolejny szeroki uśmiech przyprawił mnie o ledwo widoczny rumieniec.
- Dobrze. - Posłałam mu wdzięczne spojrzenie. - A zawołałby Pan Szymona?
- Nie ma sprawy, pewnie i tak by tutaj przyszedł. - Posłał mi oczko i podszedł do drzwi. - To dobry chłopak, codziennie przy Tobie siedział. - Po tych słowach wyszedł, a ja z uśmiechem zamknęłam oczy.

Następnego dnia obudziłam się dopiero koło 10. Szymon spał na fotelu obok trzymając cały czas moją dłoń. Cieszyłam się, że chociaż on jest obok. Westchnęłam i popatrzyłam w sufit. Musiałam przemyśleć kilka rzeczy. Po pierwsze, byłam nieprzytomna strasznie długo. Trzy miesiące. To prawie nie możliwe. Z tego co powiedział wczoraj Szymon wiedziałam, że Monika pojechała do Fabiana i mają wrócić dopiero 26 września.
Kolejna rzecz, szkoła... Straciłam już prawie miesiąc, a z powodu rehabilitacji na pewno stracę więcej. Chyba będę musiała opuścić ten rok, zwłaszcza że miałam pisać maturę. Nie dam rady później nadrobić całego materiału. Muszę chyba wszystko omówić z Moniką.
Ostatnia i chyba najważniejsza rzecz do przemyślenia. Co z Niko? Szymon nic o nim nie mówił. Nie wiedziałam, czego mogę się teraz spodziewać. Zależy mu na mnie jeszcze? Odwiedzał mnie, pytał, dzwonił?
Moje rozmyślania przerwało pojawienie się w pokoju starszej kobiety. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie na co odpowiedziałam tym samym.
- Dzień dobry, słoneczko. - Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do łóżka. - Jak się czujesz?
- Dzień dobry. Dobrze. - Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej.
Moje poruszenie obudziło Szymona. Przetarł oczy i ziewnął.
- O dzień dobry Pani Helenko. - Posłał kobiecie uśmiech i wstał. - Idę po kawę, Zuza chcesz?
Pokręciłam przecząco głową, na co chłopak przytaknął i wyszedł. Zostałyśmy same.
- No to co, masz ochotę się przejść do łazienki? - Zapytała i zaczęła wyciągać z szafki ręczniki, płyny do kąpieli, szampon.
- O niczym innym nie marzę. - Przyznałam wesoło i odkryłam się. Zauważyłam, że mam na sobie luźną czarną koszulkę i legginsy. Uf, przynajmniej nie świeciłam tyłkiem w jakiejś za krótkiej koszuli.
Z pomocą kobiety doszłam do łazienki mieszczącej się zaraz obok mojej sali i wzięłam krótki prysznic. Starannie wyszorowałam całe ciało, a na końcu zajęłam się włosami. Farba zaczęła już schodzić, miałam też duże odrosty. Zaraz po wyjściu ze szpitala czeka mnie wizyta u fryzjera.
Założyłam luźniejsze ubrania, które znalazłam w szafie.




Na pewno wybrała je Monika. Do tego prosta, czarna bielizna, w końcu czekają mnie badania.
Po 20 minutach byłam już na korytarzu. Pani Helenka asekurowała mnie uważnie, podtrzymywała ze rękę, mimo że mówiłam, że dam radę.
- To zawsze się tak kochana wydaje, a później się nam tutaj wywrócisz i tylko kłopot będzie. Bez dyskusji. - Poczułam się jak skarcone dziecko, więc bez gadania wróciłam do sali. Sama się dziwiłam, że tak szybko pozwolili mi chodzić.
 Usiadłam na łóżku i podziękowałam kobiecie, która od razu poszła do innych pacjentów. Odwróciłam się w kierunku Szymona, który siedział rozłożony na fotelu.
- I co się tak szczerzysz? - Zapytałam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Nic nie mówię. - Uniósł dłonie w geście poddania i zaśmiał się z mojej miny. Przewróciłam tylko oczami. - Chyba wypada zadzwonić do Moniki i Fabiana.
- Nie. - Moja odpowiedz najwyraźniej go zaskoczyła, więc kontynuowałam. - Fabian gra na mistrzostwach. Nie chcę go rozpraszać, to może nie być dobre w skutkach. A jeżeli powiemy Monice, od razu się mu wygada. Lepiej poczekajmy. - Widziałam, że waha się w podjęciu decyzji. - Szymon proszę. Zrób to dla mnie.
- No dobrze. Niech będzie. A... - Odchrząknął i poprawił bluzę. - A inni?
- Masz kogoś konkretnego na myśli? - Położyłam się na lewym boku i patrzyłam na niego uważnie. Chłopak uniósł sceptycznie jedną brew do góry i popatrzył na mnie jak na idiotkę. - Nic o nim nie mówiłeś... Nie wiem czego mam się spodziewać. - Mruknęłam w końcu.
- A co Ci mam powiedzieć? Dzwonił na początku często. Siedział tutaj, dopóki nie musiał wyjechać na zgrupowanie do Bułgarii. Teraz... - Zamyślił się. - Teraz nie wiem. Długo milczał. Nie wiem, czy coś się stało, ale prosił żebym mu zadzwonił kiedy się obudzisz. Sama zdecyduj.
- Daj mi czas to przemyśleć, okej? - Kiwnął głową. - I tak za niedługo wracają, prawda?
- Tak, z tego co wiem, to on ma wrócić już w przyszłą środę.
Naszą rozmowę przerwał lekarz. Chciał zrobić mi wszystkie badania, żeby wiedzieć czy o coś musimy się jeszcze martwić.
- Szymon. - Zwrócił się do mojego przyjaciela. - Jedź do domu. Przed wieczorem i tak nie będziesz tutaj potrzebny. Wróć koło 18, teraz idź się przespać. - Podparł się pod boki. - Nie chcę mieć na oddziale jeszcze Ciebie.
- Dobrze, pojadę. Nie mogę wykorzystywać tak Karoliny. Zajmę się końmi.
- Karoliny? - Uniosłam brwi. - Coś mnie ominęło?
- Opowiem Ci później. - Pocałował mnie w policzek. - Do później.
- Pa. - Mruknęłam i odprowadziłam go wzrokiem. 



...

Taka niespodzianka na dziś :)
Powiedzcie, wolicie dłuższe rozdziały dwa razy w tygodniu, czy takie jak ten częściej?

Miłego czytania ;*

CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Pozdrawiam ;*

~ DarkFace

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 15.

Ciemność. Ciemność mnie otacza. W ciemności dryfuję.
Ile to już trwa? Nie mam pojęcia.
Słyszałam głosy przyjaciół, słyszałam JEGO głos.
Potem już nic, cisza. Tylko ona mnie otacza, jest moją towarzyszką. Wiecznością, w której trwam i z której nie potrafię się wyrwać.
Próbowałam, naprawdę próbowałam.
Ale powieki są za ciężkie, nie mogę ich otworzyć. Ważą tak dużo...
Dociera do mnie głos Szymona, słucham uważnie tego co mówi.
I nagle jedno zdanie, które wszystko zmienia. Te kilka słów, które docierają do głębi mego umysłu.
Fabian zagra jutro w półfinale mistrzostw.”
Jak długo już tak leże, jak długo to wszystko trwa?!
Krzyczę, jestem sama, nikt nie reaguje. Nikt nie rozumie. Nikt nie usłyszy, nie pomoże, nie uwolni. Jestem sama...
Muszę to skończyć. MUSZĘ, MUSZĘ, MUSZĘ!
WALCZ! Walcz i się nie poddawaj.
Motywuję samą siebie.
Czy tylko to już mi pozostało?
Walczę ze swoim ciałem. Kolejna przegrana bitwa. Kolejny raz odpłynę ze świadomością, że nic się nie zmieniło.
Zaraz, zmieniło. Minęło tyle czasu...
Czy jestem w śpiączce? A może umarłam i to złudzenie?
Albo sen, och pragnę, aby to był sen!
Zresztą, czy to ma jakieś znaczenie? Czy cokolwiek ma jeszcze znaczenie?
Tyle pytań... Brak odpowiedzi... Tylko cisza... Cisza i ciemność.
Kolejne starcie będzie inne.
MUSI!
Przegrywałam bitwy, ale wygram wojnę.
Obudzę się. Obudzę i zaśmieję się nieszczęściu w twarz.
Czy cokolwiek mnie jeszcze przerazi?
Chyba tylko świadomość, że mogę wrócić do tej pustki.
Panika. Nagle panika wypełniła mnie po brzegi.
Muszę walczyć! Po prostu muszę! Ale...
Brak mi sił...
Ciemność mnie wciąga, nie chcę się poddać, ale nie mogę już walczyć.
Jestem słaba... Tak słaba...
Znowu to samo, spadam...
Szybuje w dół, szybko i bezboleśnie.
Poddałam się...
Znowu.

Perspektywa Szymona.

Cholerny budzik, zapomniałem go wyłączyć. Popatrzyłem na zegar. 7.30, chyba czas nakarmić konie.
Zwlokłem się z łóżka i poczłapałem do stajni. Na szczęście pasza była przygotowana już od wczoraj. Napełniłem więc dwa wiadra odpowiednią ilością i zaniosłem koniom. Zaczęły pałaszować posiłek z wyraźnym zadowoleniem.
Oparłem się o drzwiczki od boksu Ghroma. Ogier od wypadku Zuzy był inny. Wyglądał jakby cały czas na kogoś czekał. Ale czy można się temu dziwić?
Przez pierwsze kilka dni przybiegał, kiedy tylko ktoś zbliżył się do ogrodzenia. Szukał swojej Pani. Niestety za każdym razem odchodził ze zwieszoną głową. Nie dane mu było zobaczyć swojej ukochanej właścicielki.
Zmienił się. Zawsze pełen energii, teraz był osowiały, cichy. W stajni stał spokojnie, na pastwisku nie brykał. Cały jego charakterek jakby wyparował. Została tylko pustka po utraconej przyjaciółce. Mimo tego czekał. Tak jak ja...
Otrząsnąłem się z ponurych myśli i wróciłem do domu. Wziąłem szybki prysznic i założyłem coś luźniejszego. Cały dzień miałem dla siebie. Zero znajomych, brak denerwujących dziewczyn czyhających tylko na chwilę Twojej słabości.
Laptopa nawet nie zamierzałem włączać. Nie chciałem rozmawiać z Moniką. Od razu zauważyłaby moje dziwne zachowanie.

Większość dnia przeleżałem. Dopiero pod wieczór zebrałem się do życia i pojechałem do szpitala.
Punktualnie o 19 zameldowałem się pod pokojem Zuzy. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem, że w środku jest lekarz. Uśmiechnął się na mój widok i pokiwał, abym wszedł.
Zamknąłem za sobą drzwi i przywitałem się z mężczyzną.
- Dzień dobry. - Uścisnąłem mu dłoń.
- Witam. Dziś widzę później. - Uniósł wzrok znad wypisywanych kard.
- A no widzi Pan... - Nie dokończyłem.
- Może przejdziemy na Ty? Znamy się już długo, a aż taka różnica wieku nas nie dzieli. - Posłał mi ciepły uśmiech i podał dłoń. -  Tomek
- Szymon. - Odwzajemniłem uśmiech.
- Więc o co chodzi? - Odłożył papiery na szafkę i oparł się dłonią o poręcz łóżka.
- Dziś jest mecz. Półfinał mistrzostw świata. - Zacząłem niepewnie. - I gra Fabian.
- No tak. - Odparł powoli. - Kuzyn pacjentki, o ile się nie mylę.
- Tak. - Westchnąłem. - Chciałbym go obejrzeć tutaj. Przy niej. - Kiwnąłem w kierunku nieprzytomnej dziewczyny.
- Nie chcesz żeby cokolwiek ją ominęło, prawda? - Pokręcił w zamyśleniu głową, a ja czekałem niecierpliwie na odpowiedź. - Sam nie wiem.
- Proszę, to dla mnie bardzo ważne.
- Dobrze, ale nikomu ani słówka. Będę pilnował, żeby nikt tutaj nie zaglądał. Ale jeden warunek. - Z entuzjazmem pokiwałem głową. - Nie za głośno.
- Tak jest! - Zaśmialiśmy się obaj. Mężczyzna skierował się do drzwi. - Dziękuje, to wiele dla mnie znaczy.
- Nie ma sprawy. - Rzucił przez ramię i wyszedł.
Usiadłem obok Zuzy i uśmiechnąłem się sam do siebie. Chociaż jedno udało się osiągnąć.
Zerknąłem na dziewczynę. Nic nie uległo zmianie. Nachyliłem się nad nią.
- Gdybyś tylko mogła tu być.
Zamknąłem oczy i oparłem czoło o brzeg łóżka.
Mecz zaczął się o 20.15. Nie szło tak gładko, mimo to wierzyłem w wygraną.
Siatkarze walczyli o każdą piłkę i widać było jaki wysiłek wkładali w grę. Niemcy byli mocni, co do tego nie było wątpliwości. Obie drużyny popełniały błędy, grały złe i dobre akcje. Krótko mówiąc, było na co popatrzeć.
Koniec trzeciego seta. Wynik, 2:1 dla Polski.
- Oby ostatni. - Mruknąłem do siebie.
Zaczęliśmy bardzo dobrze. Chyba nigdy tak mocno nie kibicowałem. Mój puls przyspieszył, kiedy spiker ogłosił piłkę meczową. Bezwiednie chwyciłem dłoń Zuzy i uważnie oglądałem akcję. Kilka sekund i było po wszystkim.
Trybuny ożyły. Kibice zaczęli wiwatować, zapanowała ogromna radość.
Byliśmy w finale. Mamy szansę na złoto!
- Brawo! - Na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech.
Nagle poczułem na dłoni ucisk. Ktoś ją lekko ściskał. Odwróciłem gwałtownie głowę i zamarłem.
Oczy Zuzy były otwarte! Z wrażenia nie mogłem złapać tchu.
- Mała? - Zapytałem za ściśniętym gardłem.
Dziewczyna delikatnie zwróciła twarz w moją stronę, a po jej policzku słynęła wielka łza. Przymknęła oczy i zaszlochała.
- Udało się... - Ledwo usłyszałem jej cichy szept. To był najpiękniejszy dźwięk na świecie. 


...

No i takie coś przedstawiam Wam dziś :)

Trochę krótko, ale czasem i takie rozdziały się pojawiać będą :)
Lepsze to niż nic :D



Czytasz + komentujesz = motywujesz


Stosujcie się proszę do tej zasady, to naprawdę dużo znaczy :)

Do następnego ;*


~ DarkFace


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 14.

Oczami Szymona.

Dzień zaczął się zwyczajnie. Wstałem o 6 i poszedłem nakarmić konie. Sporządziłem codzienną mieszankę, wrzuciłem trochę siana i przygotowałem sprzęt treningowy.
Następnym punktem dnia było sprzątanie. Swoje mieszkanie ogarnąłem w niecałą godzinę i poszedłem do Zuzy.
Po wejściu skierowałem swoje kroki do kuchni i skreśliłem w dużym kalendarzu wiszącym na ścianie kolejny dzień. To już równo trzy miesiące, od kiedy była w śpiączce. Westchnąłem i zrezygnowany zacząłem ścierać kurz.
Zostałem z tym wszystkim teraz sam. Fabian miał mistrzostwa, Monika wyjechała wczoraj i wróci dopiero ze swoim narzeczonym za ponad tydzień. Nikt już nie wyczekiwał, że Zuza nagle otworzy oczy. Zastanawialiśmy się, czy w ogóle kiedykolwiek to nastąpi.
Lekarz powiedział nam, że dziewczyna jest już zdrowa i teraz tylko od niej zależy to, kiedy się wybudzi. Połamane kości zrosły się całkowicie, zadrapania zniknęły.
Odgoniłem od siebie ponure myśli i włączyłem radio. Sprężyłem się z pracą i po 40 minutach mieszkanie już lśniło. Było po 9, toteż zbiegłem do siebie i zabrałem się na robienie śniadania. Zaparzyłem także dwie kawy i zasiadłem przed telewizorem. Zaczynając jeść usłyszałem pukanie do drzwi. Westchnąłem głęboko i przygotowałem się na kilka godzin męki.
- OTWARTE! - Krzyknąłem i wróciłem do jedzenia.
Po chwili do salonu wpadła wysoka, szczupła brunetka. Miała na sobie strój do jazdy konnej. W jej ubiorze jak zwykle przeważał róż. W niczym nie przypominała mojej przyjaciółki. 




Uśmiechnęła się do mnie promiennie, lecz nie odpowiedziałem tym samym, nigdy tego nie robiłem.
- Cześć Karolina. - Mruknąłem i wgryzłem się w kolejną kromkę.
- Hej Szymuś. - Odpowiedziała słodko, a mnie aż skręciło w środku. Usiadła dumnie w fotelu naprzeciwko i odrzuciła długi, czarny warkocz na ramię. Od razu zauważyła stojący na stole drugi kubek. - To dla mnie? - Kiwnąłem głową i odsunąłem talerzyk na bok. Nie miałem już ochoty na jedzenie, mimo że zostały mi jeszcze dwie kanapki. - Dzięki, jesteś kochany! - Kolejny zalotny uśmiech pojawił się na jej ustach.
Wstałem i odniosłem talerzyk. Sam się dziwiłem jak mogę z nią wytrzymywać.
Po wypadku Zuzki wiedziałem, że sam nie dam rady z dwoma końmi. Chciałem znaleźć kogoś, kto zajmie się Sasanką, a sam trenowałbym Ghroma. 
Tylko Karolina wydała mi się odpowiednia. Znałem ją z widzenia ze stajni, w której trenowaliśmy czasem. Jeździła bardzo dobrze i właśnie to zadecydowało. Innej alternatywy nie miałem i do tej pory nad tym ubolewam. Dziewczyna w ogóle nie kryła się ze swoimi próbami uwiedzenia mnie.
O dziwo dogadała się z ogierem. Nie powiem, zadowolony nie był kiedy ta pojawiała się na horyzoncie, jednak słuchał jej. Miała mocną rękę i może to dlatego. Długo prosiła, żebym pozwolił jej zajmować się Ghromem. I tak trenowała pod moim okiem, więc nie musiałem się o niego martwić.
Z wyjazdu do Niemiec nic nie wyszło. Nie mogłem od tak jechać i zostawić tutaj Zuzę samą. Nie kiedy inny wyjeżdżali, ja w przeciwieństwie do nich mogłem zmienić plany. Monika także została, nie wyobrażała sobie jechać, kiedy jej przyjaciółka leży nieprzytomna przez tyle czasu. Codziennie przygotowywała mi obiady, później razem jeździliśmy do szpitala. Często zostawała wieczorami i przegadywaliśmy całe noce, zasypiając na kanapie dopiero nad ranem. Oboje tego potrzebowaliśmy i cieszyłem się, że poznałem ją bliżej. Była wspaniałą osobą i dobrą przyjaciółką. 
Dopiero teraz, na dwa ostatnie mecze zdecydowała się wybrać. Długo musiałem ją przekonywać, ale nie było przeszkód. Musiała jechać, jutro Polska miała grać w półfinale, i oczywiście każdy liczył na więcej. Nawet ja nie będąc wielkim fanem mocno im kibicowałem. 
Fabian byłby niepocieszony, gdyby żadna z jego dwóch ukochanych kobiet nie pojawiła się w tak ważnych dniach.
Z zamyślenia wyrwało mnie pojawienie się w kuchni Karoliny. Odwróciłem się w jej stronę i zobaczyłem jak przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nigdy jej nie zrozumiem.
- Coś się stało? - Zapytała cicho. Mój wyraz twarzy musiał mówić sam za siebie.
- Nic. - Nie zamierzałem się jej zwierzać, wiedziała tyle ile musiała. Znała Zuzę, wiedziała o wypadku, ale nic więcej. Wytarłem ręce i skierowałem się w stronę przedpokoju, gdzie naciągnąłem wysokie buty. Z szafki wyciągnąłem kask i nie odwracając się nawet rzuciłem – Zbieraj się.
Dziewczyna od razu rzuciła się po ubrania i po chwili wybiegła za mną z mieszkania. Miała zmieszaną minę. Może chociaż dziś sobie odpuści.

Około 15 wziąłem szybki prysznic i ubrałem coś zwyczajnego.




Wróciłem do salony, w którym nadal przebywała brunetka. Siedziała rozłożona na kanapie i oglądała jakiś kiepski romans. Pokręciłem głową i odchrząknąłem. Od razu na mnie spojrzała.
- Ładnie wyglądasz. - Puściła mi oczko. Nie zrobiło to na mnie jednak wrażenia. Była ładna, nawet bardzo, ale i tak mnie nie pociągała.
- Karolina ja wychodzę, także gdybyś mogła być tak miła i poszła już do siebie. - Skrzyżowałem ręce na piersi.
- Wiesz, zawsze mogę zaczekać... - Mruknęła i prowokacyjnie rozpięła guzik swojej koszulki.
- Nie ma takiej potrzeby, zbieraj rzeczy i wychodź. Nie mam czasu na Twoje gierki. - Powiedziałem ostro i wyszedłem z mieszkania.
Zaczynała mnie irytować coraz bardziej, chyba czas poszukać kogoś innego do pomocy.
Po chwili dziewczyna pojawiła się obok ławki, na której siedziałem. Zaszczyciła mnie kolejnym sztucznym uśmiechem i nachyliła się nade mną.
- I tak osiągnę to co chcę. - Wyszeptała słodziutkim głosem i pocałowała mnie w policzek. - Na razie!
Odeszła kręcąc biodrami, a ja w końcu się otrząsnąłem. O co jej chodziło?
Zamknąłem dom i ruszyłem w stronę szpitala. Droga zajęła mi 20 minut, jechałem zdecydowanie za szybko, ale kogo to obchodziło.
Pod drzwiami spotkałem lekarza prowadzącego Zuzki.
- Witam, Panie Szymonie. - Podał mi dłoń, którą uścisnąłem.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałem wysilając się na miły ton. Facet był naprawdę w porządku. Dość młody, opiekował się Zuzą od samego początku. Zajmował się też ćwiczeniami, jakie wykonuje się z pacjentami, aby nie zaniknęły im mięśnie. - Jakieś nowiny Pan ma?
- Niestety nie, bez zmian. - Uśmiechnął się delikatnie, a ja skinąłem głową. Taką rozmowę odbywaliśmy codziennie. - Zajrzę później. Do widzenia.
Ścisnął pokrzepiająco moje ramię i wpuścił mnie do środka.
Dziewczyna leżała na plecach i oddychała równo. Włosy miała rozrzucone na poduszce, a ja miałem wrażenie, że zaraz otworzy oczy i zaśmieje się jak dawniej. Do tej pory jednak nie wydarzyło się coś takiego, były to tylko marzenia. Przysunąłem krzesło bliżej łóżka i usiadłem. Chwyciłem dłoń dziewczyny i pogładziłem ją delikatnie.
- Cześć Zuza. - Zawsze z nią rozmawiałem. Lekarze mówili, że ludzie podczas śpiączki często słyszą co się dzieje wokół nich, a nie chciałem, żeby coś ją ominęło. - Pewnie chcesz wiedzieć, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Ghrom ma się dobrze, trenuje cały czas i czeka na Ciebie, zresztą tak jak my wszyscy. Fabian zagra jutro w półfinale mistrzostw i powinnaś mu mocno kibicować. Mam nadzieję, że to zrobisz. - Popatrzyłem na jej twarz. Wyglądała tak pięknie, nawet teraz, kiedy leżała w śpiączce. Opowiadałem jej o całek reszcie i akurat kiedy kończyłem, do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
Była to starsza kobieta, zawsze przypominała mi taką kochającą babcię. Opiekowała się chorymi, myła ich i pielęgnowała.
- Kochaniutki, muszę Cię na chwilkę wygonić. - Wstałem więc z krzesła i uśmiechnąłem się.
- Oczywiście, za ile mogę wrócić? - Zatrzymałem się w drzwiach.
- Długo mi to nie zajmie. - Podeszła do szafki i zaczęła wyciągać odpowiednie przybory. - Zaczekaj na korytarzu. - Uśmiechnęła się serdecznie, a ja skinąłem tylko głową i wyszedłem.
Nie usiadłem od razu, ale najpierw kupiłem w automacie kawę. Nie dosypiałem już dłuższy czas, gdy tylko zamykałem oczy widziałem wypadek od nowa. Dawało mi się to już we znaki.
Sączyłem powoli napój, kiedy poczułem wibrowanie telefonu. Nie popatrzyłem nawet na ekran i odebrałem?
- Tak?
- Cześć Szymon. - Usłyszałem po chwili głos Nikolaya. Dawno się nie odzywał. - Co z nią?
- Nie dzwoniłeś tyle czasu i nagle jak gdyby nigdy nic pytasz co z nią? - Zdenerwowałem się. Zapanowała niezręczna cisza.
- Nie miałem czasu. - Odrzekł po chwili. - Odpowiesz mi? - Jego głos brzmiał smutno, a ja nie miałem siły się kłócić.
- Bez zmian. - Wrzuciłem do kosza kubeczek. - Coś jeszcze?
- Nie... A w sumie tak. Mogę Cię o coś prosić? - Zapytał a ja westchnąłem. - Proszę?
- No dobrze, o co chodzi? - Nie mogłem być dla niego wiecznie niemiły, tylko dlatego, że Zuzka zakochała się w nim, a nie we mnie.
- Dasz mi znać, gdyby się obudziła? - W jego głosie brzmiała nadzieja.
- Jasne, to oczywiste. - Odrzekłem zdziwiony. - Sądziłeś, że tego nie zrobię?
- Sam już nie wiem... Jesteś teraz u niej?
- Tak jestem, akurat wracam do sali. - Pani Helenka wychodziła właśnie i uśmiechnęła się. Skinęła głową, a ja wróciłem na stałe miejsce, czyli krzesło.
- Dobrze, to nie przeszkadzam. Ucałuj ją ode mnie. Cześć.
- Hej. - Rzuciłem i wyłączyłem się.
Zerknąłem na dziewczynę, wyglądała jak wcześniej. Wzruszyłem ramionami i pocałowałem lekko jej policzek.
Siedziałem z przyjaciółką aż do późna i jak zwykle wygonić mnie musiała Pani Helenka.

Wychodząc ze szpitala poczułem głód, więc podjechałem do pobliskiej pizzeri. Kupiłem pizze na wynos i wróciłem do domu. Nie lubiłem tłoku w publicznych miejscach.
Włączyłem więc telewizor, a obok siebie postawiłem otwartego laptopa. Po chwili na ekranie pojawiło się połączenie na skype. Przewróciłem oczami i odebrałem. Już mnie kontrolowała.
- Hej Monia. - Powiedziałem z pełną buzią.
- Trochę kultury! - Zaśmiała się. - Co jesz?
- Pizze. - Pokazałem jej talerzyk, a ona zrezygnowana pokręciła głową.
- Nie ma mnie jeden dzień, a Ty już jesz takie świństwa? Wstyd! - Zakrztusiłem się próbując pohamować śmiech. Kiedy już mi przeszło, zobaczyłem za Moniką twarz Fabiana.
- Cześć Fabian, opanuj tą swoją kobietę.
- Ja się martwię, czy to Wasze wspólne zostanie nie było błędem. - Udawał oburzonego. - Przyznaj się, codziennie Ci gotowała?
- Bez adwokata rozmawiać nie zamierzam. - Oparłem się o fotel i zamknąłem pudełko z pizzą.
- Dobra, dobra. Byłeś u niej? - Zapytała Monika, a ja popatrzyłem na nią z lekką kpiną.
Znasz odpowiedz... Tak, przed chwilą wróciłem. - Odpowiedziałem smutniejszym głosem. - Bez zmian. - Odpowiedziałem na ich nieme pytanie.
Oboje tylko westchnęli.
Dalsza część rozmowy skupiała się już na jutrzejszym meczu. Dostałem rozkaz oglądania go w szpitalu, tak żeby Zuza mogła usłyszeć relację.
- Nie wiem czy mi pozwolą tak długo zostać. - Powiedziałem ze śmiechem.
- Poprosisz Panią Helenkę, to na pewno Ci pozwoli. Kobieta Cię uwielbia! - Fabian parsknął śmiechem słysząc słowa narzeczonej.
- Tsa na pewno.
- Stary, Monika mi mówiła, że ta cała Karolina strasznie Ci się narzuca, to prawda? - Zapytał nagle Drzyzga.
- Kochanie, uważasz że nie mówię prawdy? - Dziewczyna popatrzyła na niego z gniewem.
- Daj mu się wypowiedzieć. Twój punkt widzenia już znam. - Cmoknął ją w policzek i popatrzył wyczekująco w ekran.
- No prawda. Dziś zanim wychodziłem do szpitala musiałem ją wygonić, bo przesiaduje tutaj ile może. Mało się nie rozebrała próbując mnie zatrzymać. - Trochę niezręcznie było mi z nimi o tym rozmawiać, ale w końcu to moi przyjaciele.
- O cholera, no to kolego masz problem. - Gwizdnął, a Monika uderzyła go lekko w ramię.
- Ciekawe jak Ty byś zareagował, musząc wytrzymać z taką puszczalską prawie codziennie. - Rzuciła mu gniewne spojrzenie i zwróciła wzrok na mnie. - Porozmawiaj z nią o tym.
- Postaram się. Na szczęście jutro jej tu nie będzie. - Uśmiechnąłem się lekko.
W końcu się pożegnaliśmy. Było po 21, a Fabian miał jutro ważny mecz. Musiał się wyspać.

Chwilę pooglądałem telewizję i ruszyłem do sypialni. Opadłem na łóżko i od razu odpłynąłem w sen. To była pierwsza noc, którą przespałem spokojnie. 
"Może to dobry znak?"


...

Przepraszam bardzo, że rozdział ukazuje się dopiero dziś.
W ogóle nie miałam weny, żeby go napisać.
Poza tym mam strasznie dużo nauki :/
Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)

Zajrzyjcie do postu "Bohaterowie". Dodałam tam nasze dwie nowe postacie :)

Kolejny ukarze się jutro i postaram się, aby był dłuższy :)
Pozdrawiam ;*

~ DarkFace

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 13.

Na wstępie mam do Was prośbę. Nie zabijajcie mnie :D
I pozostawiajcie po sobie ślad, nie tylko czytajcie :)
To bardzo motywuje :*
Miłego czytania <3

...

Kiedy o 5 zadzwonił budzik miałam wrażenie, że dopiero co zasnęłam. Z jękiem odwróciłam się na drugi bok i poczułam jak coś wbija mi się w biodro. Zaskoczona usiadłam. No tak, nie przebrałam się wczoraj i były to spodenki. Z uśmiechem dotknęłam policzka i zsunęłam się z łóżka. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej coś luźniejszego, żeby założyć teraz.






Do ręki wzięłam także ubrania na zawody. Zostawiłam je w przedpokoju i skierowałam się do łazienki.
Ekspresowy prysznic, ubranie i ciut mocniejszy makijaż. Na zawodach chciałam wypaść jak najlepiej. Także pod względem wyglądu.
Następnym przystankiem była kuchnia. Zrobiłam kilka kanapek i spakowałam je do małego plecaka. Na śniadanie było zdecydowanie zbyt wcześnie, ale podczas drogi na pewno najdzie mnie ochota. Zresztą Szymona także.
Kiedy wszystko było zrobione zerknęłam na zegar. Było za dwadzieścia 6, więc czas zapakować pozostałe rzeczy, łącznie z Ghromem. Zamknęłam więc mieszkanie i zeszłam na dół. Szymon pewnie jeszcze spał, a nie zamierzałam go obudzić.
Do samochodu włożyłam delikatnie strój i ruszyłam w stronę stajni. Konie spędziły noc w budynku.
Najpierw przywitałam się z Sasanką. Klacz była wyraźnie niezadowolona nocą spędzoną w zamknięciu, toteż otworzyłam jej drzwiczki, a ta od razu pogalopowała na pastwisko. Ghrom popatrzył tęsknie w jej stronę i prychnął.
Uśmiechnęłam się i weszłam do jego boksu. Poklepałam go delikatnie po szyi i sięgnęłam po szczotki. Przeczyściłam go szybko i zabrałam się za owijanie nóg. Poszło to na szczęście sprawnie i po chwili mogłam go już wyprowadzić.
Zadowolona z efektu chwyciłam go i pociągnęłam za sobą. Na zewnątrz zrobiło się już cieplej. Obok stajni spotkałam Szymona. Popatrzył na mnie wpół przytomnym wzrokiem.
- Weź go. - Podałam mu uwiąz, na którym trzymałam ogiera i ruszyłam w stronę domu.
- A Ty gdzie idziesz? - Spytał lekko zdezorientowany.
Odwróciłam się do niego i zaśmiałam się.
- Zrobić Ci kawę bo zaraz zaśniesz. - Odwróciłam się i rzuciłam jeszcze przez ramię. - Zapakuj go!

Droga minęła na szczęście szybko. Przed 11 byliśmy już na miejscu. Zaparkowaliśmy jako jedni z pierwszych, zresztą jak zawsze. Szymon wolał mieć dużo czasu na rozgrzewkę.
Wyszliśmy z samochodu w ciszy. Ja skierowałam się w stronę ubikacji, a Szymon wszedł do przyczepy. 
Wróciłam po chwili. Ghrom był już ubrany, chłopak właśnie podciągał mu popręg.
- Najpierw opanuj nerwy. Daj mu się poprowadzić. Przejażdżka lasem jak zawsze. Za 40 minut widzę Cię na ujeżdżalni. - Kiwnęłam głową i ugięłam nogę, więc przyjaciel wrzucił mnie na siodło. Odjechałam w dobrze znanym mi kierunku.

Po skończonym treningu czułam się dobrze. Stres wyparował. Za niedługo miałam pokazać na co mnie stać. Miałam chwilkę, żeby skoczyć się napić, bo Szymon ćwiczył teraz z koniem sam.
Przesunęłam wzrokiem po trybunach. W drugim rzędzie zobaczyłam dwie znajome postacie i pobiegłam szybko w ich kierunku. Od razu zostałam zauważona.
- Cześć młoda, kiedy zaczynasz? - Fabian uśmiechnął się i przytulił narzeczoną.
- Za jakieś 30 minut. A co?
Kuzyn wzruszył tylko ramionami, więc wywróciłam oczami. Dobrze wiedział, kiedy miałam startować.
- Zuz chodź na chwilkę. - Monika wyswobodziła się z uścisku ukochanego i pociągnęła mnie w stronę drzew. Kiedy już byłyśmy na miejscu zaczęła bez ogródek. - Niko nie mógł przyjechać.
Moja mina trochę zrzedła. Liczyłam na to, że chłopak będzie mi kibicował, no ale co poradzić.
- Coś się stało? - Zapytałam siląc się na obojętność. 
- Miał jechać sam, nie z nami bo zaspał. Pewnie późno wrócił. - Uniosła znacząco brew do góry, a ja zarumieniłam się lekko. - Pech chciał, że zepsuł mu się samochód. Nie miał od kogo go pożyczyć, ale obiecał oglądać transmisję.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam przyjaciółce głową.
- No to co, gotowa? - Chyba cieszyła się bardziej niż ja. Zajrzała do torebki i wyjęła z niej małą butelkę wody. Wręczyła mi ją bez słowa.
- O kochana jesteś! - Wypiłam trochę i oddałam jej pozostałą część. -Nie zapesz Moniś. Jeszcze muszę wygrać!
- Leć już się przebrać, bo nie zdążysz.
- Chciałabyś. - Puściłam jej oczko i uciekłam w stronę samochodu.

Strój był zwyczajny. W końcu co innego można ubrać na zawody.




Odszukałam wzrokiem Szymka i poszłam w jego stronę. Sprowadzał akurat Ghroma z padoku.
- I jak? - Zapytałam przejmując konia.
- Wydaje mi się, że dobrze. - Posłał mi szeroki uśmiech. - Z nogą wszystko w porządku. Masz zielone światło.
Uradowana cmoknęłam go w policzek. Ustaliliśmy, że jeżeli coś go tylko zaniepokoi, wycofam się. Nie chciałam narażać ani konia, ani siebie.
Chwilkę pogadaliśmy i przyjaciel kazał mi wsiadać. Kilka kółek kłusu i byliśmy gotowi. Maksymalnie się skupiłam i poprowadziłam ogiera w stronę areny. Idący obok Szymon przekazywał mi ostatnie wskazówki.

Słysząc swoje nazwisko wypowiadane przez spikera przełknęłam głośno ślinę. Ręce lekko mi drżały, kiedy wjeżdżałam na parkour. Minęłam się z dziewczyną, która jechała przede mną. Razem ze swoją klaczą były faworytkami. Posłała mi pocieszający uśmiech i zniknęła.
Wykonałam małe kółko galopem i podjechałam do stanowiska sędziów. Ukłoniłam się i dostałam pozwolenie na start.
Rozpoczęłam spokojnym galopem i skierowałam Ghroma na pierwszą przeszkodę. Po przeskoczeniu cały mój stres wyparował. Poruszałam się płynnie, bezbłędnie i strasznie szybko. Długo uczyłam się ścinać, skracać odległości między przeszkodami. Było to strasznie trudne, ale zaryzykowałam.
Co chwilę popędzałam ogiera, na co ten reagował bez najmniejszych protestów. Przejazd skończyłam z rewelacyjnym czasem, a co najważniejsze - bez zrzutki. Ciesząc się jak małe dziecko wyjechałam za bramkę.
- Udało się! - Pisnęłam i zeskoczyłam wprost w ramiona Szymona. Ten zaśmiał się i przytulił mnie mocno.
- Inaczej być nie mogło! W końcu masz najlepszego trenera. - Poruszył zabawnie brwiami, a ja uderzyłam go lekko w ramię.
- To nie Twoja zasługa! - Poklepałam Ghroma i ucałowałam go w nos. - Pokazałeś kochany na co Cię stać.
Koń szturchnął mnie głową i zarżał. Jego wzrok mówił „A miałaś kobieto wątpliwości?!”.

Na wyniki czekałam niecierpliwie. W końcu nadszedł ten moment i wszyscy zawodnicy zostali poproszeni na padok. Wjechaliśmy równo i zatrzymaliśmy się w pewnych odległościach.
Oczywiście najpierw wstęp, gratulacje dla wszystkich. Nie liczyłam na wiele, jednak zniecierpliwiona wyłapywałam nazwiska nagradzanych. 
Trzecie miejsce zajęła drobna blondynka na pięknym siwym wałachu. Należało się im, byli genialni.
Drugie przypadło faworytce zawodów. Jak się okazało miała na imię Karolina. Biłam jej brawo razem z innymi. 
W końcu nastąpił moment wywołania zwycięzcy. Nie liczyłam już na nic, toteż doznałam szoku słysząc następujące słowa.
- Pierwsze miejsce przypada największemu objawieniu tego roku. Młodziutka amazonka rozpoczyna sezon od razu na pierwszym miejscu! Nagrodźmy ją wielkimi brawami, bo naprawdę się należy! Mowa oczywiście o Zuzannie Drzyzdze dosiadającej pięknego karego ogiera – Ghroma!
Odbierając nagrodę czułam się jak we śnie. Wszyscy mi gratulowali, otrzymałam kwiaty, oraz medal, na którym takk bardzo mi zależało.
Teraz tylko runda honorowa i można wracać do domu.
Podszedł do mnie mój cudowny przyjaciel. Cmoknęłam go od razu w policzek.
- To dzięki Tobie wygrałam. Dziękuję. - Wyszeptałam i otarłam łzę szczęścia.
- Nie rycz wariatko. - Na jego twarzy pojawił się wielki banan. - Jedź bo już czekają.
Faktycznie czekano już tylko na mnie. Pojechałam więc żwawo w kierunku dziewczyn i ruszyłyśmy galopem wokół przeszkód. Wszystko szło jak należy, prawie kończyłyśmy, kiedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Usłyszeliśmy huk łamanego drzewa i gałąź upadła kilka metrów od ogrodzenia. Ghrom wpadł panikę i zaczął cwałować wprost do stajni. Wiedziałam, że go nie opanuję. Starałam się tylko utrzymać na śliskiej derce. Bałam się, że ogier zatrzyma się gwałtownie przed ścianą, a ja spadnę.
Tego jednak nie zrobił, kilka metrów od ściany skręcił. Nie byłam na to przygotowana i jak wystrzelona z procy poszybowałam w kierunku najbliższego drzewa.
Ostatnie co poczułam to mocne uderzenie i wokół mnie zapanowała ciemność.


...

Pisane na szybko, więc przepraszam za błędy :)
Sama się tego nie spodziewałam, wpadłam na to wczoraj :)
No więc kochane, KOMENTUJCIE ;P
Do następnego ;*

~ DarkFace  

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 12.

W żołądku poczułam nieprzyjemny ucisk. Fabian przełknął ostatni kęs i popatrzył mi w oczy.
- Możesz w końcu zacząć, bo tak jakby jestem zdenerwowana. - Mów głos brzmiał ostrzej, niż zamierzałam.
- Nie stresuj się, to nic strasznego. - Zerknął zaniepokojony na Szymona. - Za niedługo zaczynają się rozrywki reprezentacyjne, wiesz mistrzostwa i takie tam. Będziemy musieli wyjechać na zgrupowanie...
- No tak wiem, za dwa tygodnie, ale czemu jest to związane ze mną? - Odetchnęłam trochę i rozluźniłam ramiona. Do ręki wzięłam kanapkę i zatopiłam w niej zęby.
- Miałyśmy zostać razem, prawda? - Odezwała się Monika, a ja kiwnęłam tylko głową. - No, ale kilka rzeczy się pozmieniało...
Popatrzyłam na nią zaskoczona.
- Jesteś w ciąży?! - Jakoś udało mi się to powiedzieć z pełnymi ustami.
Wszyscy zebrani parsknęli śmiechem. Odetchnęłam z ulgą, jednak to nie to.
- Ktoś jest w ciąży? - Do pokoju wszedł zaspany Andrzej, za nim wlókł się Karol wyglądający jak siedem nieszczęść.
- Jeszcze nikt. - Fabian popatrzył na nich rozbawiony. - Wracając do tematu, Stephan zgodził się, żebyśmy na zgrupowanie zabrali rodziny i Monika zdecydowała się jechać.
- Zostałabyś sama, a tego nikt nie chce. To za długi czas. - Wtrącił Szymon.
- Możecie już przejść do sedna, bo nie chce mi się tego słuchać. Zaraz mi łeb pęknie... - Kłos ciężko opadł na krzesło, które postawił obok mojego. Oparł głowę o moje ramię i jęknął. - Zuza, słonko podaj mi picie.
- Trzeba było Karolku tyle nie pić. - Cmoknęłam go w policzek i podałam mu wodę. Posłał mi wdzięczne spojrzenie i przyssał się do butelki. Popatrzyłam z powrotem na kuzyna. - No więc, powiecie w końcu o co chodzi?
- Wujek dzwonił wczoraj i proponował, żebym zabrał Cię ze sobą. - Zamarłam słysząc słowa Szymona i otworzyłam szeroko oczy.
„Miałabym jechać do najlepszej stadniny, żeby uczyć się pod okiem profesjonalistów. Nie musiałabym rozstawać się z przyjacielem, a to już duży plus.” Zerknęłam na Pencheva, nie wyglądał na zbyt zadowolonego. 
- Gdzie jechać? I na ile? A najważniejsze, po co? - Wrona wyglądał zdecydowanie lepiej. Zajadał się kanapkami i uśmiechał pod nosem widząc zmarnowanego Kłosa. Chyba celowo go tak spił.
- Do stadniny mojego wujka w Niemczech, żeby trenować. - Odpowiedział mu Szymon.
- A nie miałaś zostać z Moniką? - Słowa skierował do mnie. Widać było, że jest zaskoczony.
- Monika jedzie z nami. - Fabian wyszczerzył się w jego kierunku.
- Uffff, nie będziemy musieli znosić Twojego narzekania. - Wrona zaśmiał się widząc minę Drzyzgi, która nie była zbyt radosna.
- Ludzie błagam, ciszej. - Karol skończył pić i wstał chwiejnie. - Jakieś tabletki tu macie?
- W szafce nad umywalką. - Odparł naburmuszony Fabio.
Siatkarz skierował się powłócząc nogami w stronę łazienki, a Andrzej śmiał się w najlepsze.
- Wrona, co Cię tak bawi? Czemu tak go załatwiłeś? - Patrzyłam na niego spod zmrużonych powiek.
- Ma to na co zasłużył, na ostatniej imprezie to ja tak wyglądałem. - Pokręciłam głową z uśmiechem i wróciłam do jedzenia.
- Zuza, więc co zamierzasz? - Skoncentrowałam się na Szymonie. Widać było, że zależy mu na mojej decyzji.
Z jednej strony chciałam. Taka propozycja, wakacje poza krajem. No i nie siedziałabym sama. A z drugiej? Jechać w nieznane? Niemiecki znałam, nawet dobrze, ale mieszkać tam przez dwa miesiące to już zupełnie co innego. Sama nie wiedziałam co robić.
- Muszę się nad tym zastanowić. - Chłopak przytaknął i posłał mi pokrzepiający uśmiech. - Kiedy miałabym jechać?
- W przyszłą niedzielę. Na żadne zawody się nie zapisywałaś jeszcze, więc nie będzie problemu. Będziesz miała tydzień jak wrócimy po najbliższych.
Kiwnęłam głową i wstałam od stołu. Cmoknęłam Monikę w policzek.
- Zastanowię się, okej? 
- Dobrze. - Odparł od razu.
- O której jutro wyjeżdżamy?
- O 6 30. - Popatrzył na mnie dziwnie.
- Okej. Pójdę po rzeczy i idę do domu, ale sama. Chce się przejść. - Fabian posłał mi troskliwe spojrzenie, a ja odpowiedziałam słabym uśmiechem. - Dziękuję jeszcze raz za imprezę, była cudowna.
- Nie ma za co, nam też się podobało. - Monika uśmiechnęła się promiennie.
- No to lecę, do jutra. - Przyjaciele obiecali obejrzeć mój przejazd. Liczyli na moją wygraną, więc wiedziałam, że zobaczę ich jutro. Tylko Karol i Andrzej musieli już wracać do Bełchatowa. 
- Wroncia pilnuj naszego przystojniaka i nie spij go tak więcej. - Pogroziłam mu palcem.
- To ja jestem ten ładniejszy. - Mruknął pod nosem na co reszta wybuchła śmiechem.
Pomachałam im i wyszłam z jadalni. W drzwiach odwróciłam się jeszcze i natrafiłam na spojrzenie Niko.

W sypialni spakowałam ubrania do znalezionej na dnie szafy torby. 




Przeglądnęłam ją jeszcze i upewniłam się, że nie zostawiłam żadnych ubrań.
Następnie skierowałam się do łazienki. Umyłam tam zęby, związałam włosy w luźnego warkocza, a z półki zgarnęłam przybory do makijażu. Westchnęłam i przyjrzałam się sobie. Kilka dni temu byłam u fryzjera, więc kolor włosów znów był wyrazisty. Dotknęłam ich lekko i uśmiechnęłam się do siebie. Zawsze lubiłam ten odcień czerwieni.
Wolnym krokiem wróciłam do pokoju i wrzuciłam kosmetyki do torby. Zamknęłam ją i zarzuciłam na ramię. Po cichu wymknęłam się i pobiegłam w odpowiednim kierunku.

Resztę dnia spędziłam na przeglądaniu notatek sporządzonych do zawodów. Chciałam wypaść jak najlepiej i uczyłam się na pamięć trasy przejazdu. Koło 16 odłożyłam kartki i zamierzałam iść do stajni przygotować kilka rzeczy. Musiałam wyciągnąć sprzęt, który trzymałam tylko na takie okazje i chciałam już coś zapakować do przyczepy. Jutro rano będę miała tylko czas, żeby wpakować do niej Ghroma i wyjedziemy.
Ubrałam więc coś odpowiedniego i wyszłam nie zamykając drzwi. 




Długo siedzieć nie zamierzałam. Na palcach zbiegłam po schodach i już byłam przed domem. Szymon wrócił już jakiś czas temu, ale nie chciałam się z nim spotkać.
Na zewnątrz było ciepło. Przeciągnęłam się i podeszłam do płotu ogradzającego pastwisko. Ghrom pasł się spokojnie koło Sasanki. Nie zwrócił na mnie jednak uwagi, więc przeskoczyłam przez ogrodzenie i podeszłam do niego powoli cmokając. Uniósł głowę i zarżał na powitanie. Przystanęłam, a ogier podbiegł do mnie kłusem i trącił ciepłym nosem.
- Cześć piękny, chodź. - Chwyciłam go za kantar i skierowaliśmy się do jego boksu. Pozwoliłam mu do niego wejść i oparłam się o drzwiczki. - Musiałeś się tak wybrudzić?
Koń tylko parsknął i zaczął zajadać się sianem. Pokręciłam głową i poszłam przygotować rzeczy.
Przez następne 20 minut polerowałam siodło i uzdę. Kiedy już lśniły, wpakowałam je do przyczepy stojącej już pod stajnią. Dorzuciłam tam jeszcze biały czaprak i derkę.
Wróciłam do boksu ogiera niosąc szczotki. Nie mógł zostać taki brudny, więc zabrałam się za wyczesywanie błota.
Na szczęście nie było tak źle i po chwili Ghrom był czyściutki. Zadowolona poklepałam go po szyi, na co ten odpowiedział cichym rżeniem. Wyszłam ze stajni i popatrzyłam na wiszący przy wejściu zegar. Długo mi to nie zajęło, było za pięć 17. Zamknęłam jeszcze Sasankę i wróciłam do domu.
Zebrałam z sypialni rzeczy i poszłam do łazienki.

Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. 




Rozczesałam włosy i wyszłam kierując się do salonu. Po drodze usłyszałam włączony telewizor. Zdziwiłam się jednak, sama nic z nim nie robiłam.
„Pewnie Szymon wpadł.” Przemknęło mi przez myśl. Poszłam do kuchni i wzięłam z niej sok oraz szklanki. 
- Szymon, nauczysz się kiedyś pytać, czy życzę sobie Twojego towarzystwa? - Udając wkurzoną weszłam do pokoju. Od razu przystanęłam widząc kto siedzi w fotelu i uniosłam brwi do góry. - Niko?
- No jak widać to ja. Mogę zostać, czy mam iść? - Wstał i wyłączył telewizor.
- Nie, nie. Zostań. - Postawiłam napój i usiadłam na kanapie. - Coś się stało, że przyszedłeś?
- W sumie nie. - Przyjmujący usiadł obok i oparł się wygodnie. - Pojedziesz z nim?
Zerknęłam na niego zaskoczona. Nie patrzył na mnie i wyglądał na zamyślonego.
- Z Szymonem? - Kiwnął głową i odwrócił się lekko w moją stronę podpierając głowę na ręce. - Nie wiem sama. Z jednej strony nie chcę zostawać na tak długo sama. A z drugiej, nie wiem. Czemu pytasz?
- Nie chce, żebyś siedziała tutaj sama, ale jechać z nim? - Jego głos był twardy.
- Niko, mieszkam z nim od dwóch lat i to Ci jakoś nie przeszkadzało. - Nie wiedziałam do czego zmieszał. - Poza tym chyba nie masz prawda być zazdrosny. Nie jesteśmy razem, a Szymon to mój przyjaciel. Nie wiem o co Ci chodzi, ale nie podoba mi się Twój stosunek do niego. Nigdy nic między nami nie było, więc o co chodzi?! - Wstałam i podeszłam do okna.
Nie rozumiałam o co mu do cholery chodziło. Co chciał przez to osiągnąć? Strasznie mnie to drażniło. Po chwili usłyszałam jak wstaje z kanapy i podchodzi do mnie. Chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Popatrzyłam mu więc w twarz. Wyglądał na skruszonego.
- Przepraszam, nie powinienem, masz rację. - Odgarnął mi delikatnie włosy z policzka. - Jesteś zła?
- Trochę. - Skrzyżowałam ręce na piersiach. Uśmiechnął się delikatnie, a ja nie mogłam dalej się gniewać. Nie kiedy uśmiechał się tak słodko. - No dobrze, już nie jestem.
- Super to chodź, wybrałem film. - Uradowany jak dziecko podszedł do kanapy i włączył telewizor. Popatrzył na mnie wyczekująco i poklepał miejsce obok siebie. - No, ruszaj się.
Pokręciłam głową i przewróciłam oczami. Usiadłam koło siatkarza, a ten objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego bok i zaczęliśmy oglądać film.

Poddałam się w połowie i pozwoliłam powiekom opaść. Ocknęłam się, kiedy Niko układał mnie w łóżku. Popatrzyłam na niego zaspana i uśmiechnęłam się.

- Śpij, jutro musisz wstać. Ja już idę. - Zamknęłam posłusznie oczy i poczułam na czole jego usta. Chłopak cmoknął mnie delikatnie, a ja od razu odpłynęłam w krainę Morfeusza.  


...


Specjalnie dla Was, już dziś kolejny rozdział :D
Jak zwykle liczę na komentarze :)
Do następnego ;*

~ DarkFace


czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 11.

- NIESPODZIANKA! - Chórem krzyknęły osoby zgromadzone w holu Fabiana i Moniki.
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, kiedy przyjaciele zaczęli mi śpiewać STO LAT. Byli chyba wszyscy zawodnicy Resovi, oprócz tego Winiar, Wlazły, Zati, Wroncia, Kłos, oraz dwie dziewczyny, które znałam dobrze ze stajni.
Przekrzykiwali się wzajemnie, śmiali. Nie spodziewałam się tego w ogóle. Nie lubiłam imprez na moją cześć, no ale ta była cudowna.
- Ale... Ale jak? - Popatrzyłam na Fabiana, który właśnie do mnie podszedł z uśmiechem na twarzy.
- No wiesz mała, urodziny masz jutro, ale nie mogłabyś imprezować, bo wiesz, zawody już w sobotę. Postanowiliśmy więc urządzić Ci małą niespodziankę dzisiaj. - Objął mnie lekko i pocałował w policzek. - Najlepszego kuzyneczko.
No tak, jutro 20 czerwca 2014, moje 19 urodziny. Zapomniałam o tym, ale jak widać oni nie.Otarłam oczy, żeby nie rozmazać się bardziej i popatrzyłam na dwóch wielkoludów kierujących się w moją stronę. Na twarzach mieli wielkie banany. Rzuciłam im się ze śmiechem w ramiona. Unieśli mnie oboje do góry i pocałowali w policzki w tym samym momencie.
- NAJLEPSZEGO ! - Krzyknęli równo i odstawili mnie na ziemię.
- Fuuuj chłopaki, tak obśliniać solenizantkę? - Otarłam się teatralnie.
- No maleńka z tego co wiemy... - Zaczął Karol.
- To urodzinki masz dopiero jutroooo. - Skończył za niego Wrona.
- A to oznacza, że … - Znowu odezwał się Kłos.
- Dziś masz jeszcze przerąbane, kochana. - Wrona zatarł ręce z chytrym uśmieszkiem.
- Nie chłopaki, to oznacza, że dacie jej dziś spokój. - Miedzy siatkarzami przepchnął się Ignaczak. - Tak jak jutro i pojutrze. - Pogroził im palcem i odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się i od razu mocno mnie przytulił. Andrzej i Karol jęknęli tylko i podeszli do Fabiana, który strzelił każdego z nich w ucho. Popatrzyli na niego krzywo, a ja zaśmiałam się widząc ich miny.
- Czego ja Ci mogę Zuzanno życzyć. Szczęścia, wygranej na zawodach i oczywiście humoru po wujku. - Postawił mnie przed sobą i chwycił za ramiona. - I miłości maleńka. - Zerknął wymownie w stronę Nikolaya stojącego nieopodal, a ja spaliłam buraka. - Ale tego Ci mam nadzieję nie zabraknie.
- Dziękuję bardzo wujku. - Przytuliłam go ponownie.
Przez następne minut przechodziłam z rąk do rąk i otrzymywałam masę życzeń. To było naprawdę spełnienie marzeń. Miałam obok siebie takich ludzi, chyba muszę zacząć to doceniać.
Na koniec została Monia, Szymon i Niko.
Pierwszy podszedł oczywiście mój przyjaciel. Z uśmiechem przytulił mnie delikatnie.
- No to najlepszego Zuz. Wygraj te zawody i skop innym tyłki, tak jak Cię nauczyłem. Poza tym szczęścia, miłości. I młoda, bądź zawsze silna! - Pstryknął mi delikatnie w nos i poszedł za resztą do pokoju.
Monika podbiegła do mnie i dała szybkiego całusa w policzek.
- Wiesz czego Ci życzę. - Puściła mi oczko. - Hm co oprócz tego? Uśmiechu złotko! I przetrwaj ze swoim kuzynem, jak Ci się uda to powinnaś dostać medal, bo ja już nie wyrabiam. - Zaśmiałyśmy się razem. Dziewczyna pocałowała mnie ponownie i już jej nie było.
Zostaliśmy z Niko samo, bo dziwnym trafem wszyscy się ulotnili. Z salony huknęła głośna muzyka, a ja pokręciłam tylko głową. Od razu poznałam gust gospodarza.
Popatrzyłam na chłopaka stojącego przede mną, ten podszedł do mnie wolnym krokiem. Delikatnie chwycił moją twarz w dłonie i uśmiechnął się uroczo. Wstrzymałam oddech, jednak jak widać przyjmujący się pilnował. I tak nie powstrzymało to mojej twarzy przed zmianą koloru.
- Wszyscy składali Ci standardowe życzenia jak zauważyłem, ale ja tego nie zrobię. - Mrugnął do mnie, co tylko pogłębiło mój rumieniec. - Znajdź w życiu, to co jest dla Ciebie najważniejsze. Złap to, a jak już będziesz trzymać to nie puszczaj. Nie żałuj niczego co zrobisz, niech każda Twoja decyzja będzie przemyślana. I najważniejsze bądź szczęśliwa. - Schylił się i musnął ledwie mój policzek, a ja bałam się, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Chłopak widząc to zaśmiał się i poszedł do salonu zostawiając mnie samą.
Oparłam się o chłodną ścianę i spróbowałam uspokoić oddech. Kilka głębszych wdechów i było w miarę okej. Ściągnęłam jeszcze marynarkę i podążyłam w stronę głośnej muzyki.

Przez cały wieczór świetnie się bawiłam. Głównie towarzystwa dotrzymywał mi Szymon, na zamianę z Ignaczakiem. Co chwilę też ktoś inny prosił mnie, żebym z nim zatańczyła. Tylko Penchev jakoś się do tego nie garnął, toteż zatańczyliśmy tylko raz i to zmuszeni przez libero. Później migał mi kilka razy w tle i tyle. Zastanawiało mnie, czemu taki nagle jest.
Około 23 zostaliśmy już w bardzo okrojonym gronie : Fabian, Monia, Szymon, Niko, Karol i Andrzej. Reszta ulotniła się wcześniej, niektórzy musieli wracać do domu, inni mieli jutro po południu trening. Po odprowadzeniu do drzwi wujka Krzyśka opadłam na sofę i zrzuciłam na podłogę buty. Jęknęłam głośno i wyciągnęłam nogi.
- Chyba ktoś tu myśli, że to już koniec imprezy. - Przy sofie stanął Wrona w towarzystwie Kłosa.
Popatrzyli na mnie z cwaniackimi uśmieszkami.
- Chłopcy proszę, dajcie żyć. - Usiadłam i popatrzyłam na niego błagalnie.
- Andrzejek chciał tylko powiedzieć, żebyś poszła się przebrać, bo czeka nas teraz noc filmowa. - Kłos poruszył zabawnie brwiami, a ja parsknęłam śmiechem.
- Sądzę, że nie mam wyboru, co? - Wstałam i podniosłam szpilki.
- NIE BARDZO. - Z pokoju obok doszedł nas krzyk Drzyzgi.
Zrezygnowana podreptałam na górę.
Wyciągnęłam z szafy, w której miałam ubrania coś luźniejszego i od razu skierowałam się do łazienki.




Po szybkim prysznicu, byłam gotowa. Rozczesałam włosy i postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Zmyłam jeszcze makijaż i ospale zwlokłam się na dół. Było strasznie cicho i zastanawiałam się nawet, czy reszta nie poszła spać, jednak z kuchni dochodziły jakieś odgłosy stukających o siebie naczyń. Tam więc skierowałam swoje kroki. Zastałam w pomieszczeniu tylko Monikę, która przekładała do dwóch wielkich misek popcorn. Widząc mnie uśmiechnęła się lekko. Zerknęłam na zegar, dochodziła 24.
- Pomóc Ci w czymś? - Podeszłam do kuchennego blatu i oparłam się o niego.
- Możesz zanieść do salonu resztę picia, Fabian zapomniał o sokach. - Kiwnęła głową w lodówki. Otworzyłam ją więc i wyjęłam napoje.
- Coś jeszcze? - Odwróciłam się z powrotem w stronę przyjaciółki.
- Idź do salonu i przypilnuj ich, żeby domu nie rozwalili, bo przy wybieraniu filmów może być różnie. - Uśmiechnęłam się szeroko i przytaknęłam jej. - Ja zaraz przyjdę.
Na palcach przemknęłam więc pod drzwi salonu. Chciałam zobaczyć, co chłopaki robią jak zostają sami.
- Stary, przecież ona Was zabije jak to zrobicie. - Usłyszałam zbulwersowany głos Szymona.
- No przecież to nie moja wina, że ona się czegoś takiego boi... - Karol odchrząknął próbując pozbyć się rozbawienia.
- No daj spokój, pięciu nas jest, ktoś ją pocieszy. - Głos Wrony dochodził z bliska, więc stał zaraz za ścianą. Nie chciałam, żeby mnie zauważył.
- Dobrze wiesz, że tylko jednemu by pozwoliła. - Fabian zaśmiał się i kontynuował. - I uwierz mi, nie byłbym to ja.
- No Ty na pewno nie, Ciebie by pierwszego zabiła. - Kłos zakpił z kolegi.
- No to pewnie jaaaa! - Dumnie odparł Wrona, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu.
Postanowiłam w końcu się ujawnić i wmaszerowałam do pokoju jak gdyby nigdy nic. Chłopcy zamilkli na mój widok. Odstawiłam soki na stolik i opadłam na fotel przed telewizorem.
- A Was co tak zamurowało? - Starałam się brzmieć normalnie.
- Nie no zdaje Ci się. - Fabian wstał i zaczął szukać jakiegoś filmu. Zaraz obok niego pojawił się Wrona, a Szymon z Karolem rozpoczęli dyskusję na temat samochodów.
- Fabianku? - Odezwałam się słodko. Kuzyn odwrócił się w moją stronę. - Żadnych horrorów. - Posłałam mu w powietrzy całusa.
- Słyszała... - Wrona posmutniał.
Przewróciłam oczami i zorientowałam się, że brakuje Pencheva. Zaintrygowana zaczęłam się rozglądać i zobaczyłam uchylone drzwi na balkon. Wstałam i ukradkiem przemknęłam się na zewnątrz.
Odetchnęłam chłodnym powietrzem i popatrzyłam w niebo. Była akurat pełnia, księżyc wyglądał pięknie. Przeniosłam jednak wzrok na ogród. Niko stał tyłem do mnie i bawił się wodą w fontannie. Podeszłam do niego powoli. Stąpałam bosymi stopami po mokrej już trawie i błagałam w myślach, żeby nie podjechała mi noga. Dotarłam jednak do celu cała.
- Czemu sam tutaj tak stoisz? - Wzdrygnął się słysząc mój głos.
- A no tak jakoś.... - Odparł po chwili zastanowienia.
Chwyciłam go za ramię i odwróciłam w swoją stronę. Niechętnie spojrzał mi w twarz.
- No co jest? - Skrzyżowałam ręce na piersiach i czekałam na odpowiedź.
- Nic się nie stało przecież. - Włożył ręce do kieszeni spodni i odwrócił twarz na bok. Zmierzyłam go wzrokiem, ładnie dziś wyglądał.




Odchrząknęłam, żeby zwrócić ponownie na siebie jego uwagę. Podziałało, więc mogłam kontynuować.
- Przecież widzę, ślepa nie jestem. O co chodzi? - Ten westchnął zrezygnowany i znowu spuścił wzrok.
- No bo ten, mam pytanie, ale nie bądź zła... - Zaintrygował mnie. Uniosłam brew i kiwnęłam zachęcająco głową. - Czy Ciebie coś łączy z Szymonem? - Zapytał nagle, a ja popatrzyłam na niego niepewnie.
- No przyjaźnimy się? - Nie wiedziałam, do czego zmierzał.- Ale no czy Wy... - Przeczesał ręką włosy. - Czy między Wami jest coś więcej?
Słysząc to wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam się opanować, a w oczach pojawiły mi się łzy rozbawienia.
- Myślisz... - Znowu wybuchnęłam śmiechem. Po chwili jednak się uspokoiłam. - Pytasz, czy ze sobą jesteśmy, bądź zamierzamy być? - Kiwnął nieśmiało głową. - Nie, nie musisz się o to martwić.
Posłał mi po chwili słaby uśmiech i rozluźnił się nieco.
- Po prostu widziałem jak na Ciebie patrzy i tak jakoś mi się wydawało.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, nie wyobrażałam sobie tego szczerze mówiąc. Ja i Szymon razem? Nie, to by mi nie pasowało. Poza tym Penchev zazdrosny? Nieźle...
- Chodź już lepiej do środka, bo znając Fabiana zaraz się na kogoś obrazi.
- No tak, jak ktoś będzie chciał wybrać inny film, to będzie foch. - Kiwnął głową, więc podążyliśmy obok siebie do domu.
Jak się okazało, film wybrała Monika, a Fabian z Andrzejem udawali oburzonych. Wolna została tylko kanapa, więc usiedliśmy z Nikolayem obok siebie i zaczęliśmy razem z resztą oglądać wybraną komedię.
Film wielce wciągający nie był, to też po chwili górę wzięło moje zmęczenie. Głowa opadła mi na ramię siatkarza i odpłynęłam w słodki sen.
Obudziłam się, kiedy ktoś niósł mnie po schodach. Uchyliłam lekko jedno oko i zobaczyłam, że to przyjmujący. Po chwili byliśmy już w mojej sypialni. Chłopak delikatnie ułożył mnie na łóżku.
- Dziękuję. - Mruknęłam cicho mając nadzieję, że usłyszy.
- Nie ma za co. - Nie widziałam jego twarzy, ale czułam że się uśmiecha. Pocałował mnie w czoło. - Śpij dobrze. - Podniósł się, mając zamiar wyjść, jednak chwyciłam go za dłoń. Popatrzył na mnie zaskoczony.
- Zostaniesz ze mną? - Zapytałam nieśmiało.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Szybko pozbył się swojej koszulki, następnie spodni.
„Cholera, ma strasznie seksowne ciało.” Będąc na wpół przytomna potrafiłam myśleć całkiem trzeźwo. Ciekawe...
W samych czarnych bokserkach wskoczył do łóżka i po chwili leżałam już objęta jego silnymi ramionami. Ułożyłam się wygodniej i zamknęłam oczy.
- Dobranoc. - Wymamrotałam jeszcze w jego klatkę piersiową i odpłynęłam.

Obudziłam się po 10 i zauważyłam, że jestem już sama. Przeciągnęłam się i spostrzegłam, że mam na sobie te same ubrania, w które przebrałam się wczoraj w nocy. Podeszłam więc do szafy i wyjęłam coś konkretniejszego.




Skierowałam się od razu do łazienki i automatycznie odbyłam poranny schemat. Prysznic, zęby, włosy i lekki makijaż.
Rozbudzona już całkowicie zbiegłam do kuchni. Siedzieli tam gospodarze w towarzystwie Pencheva i Szymona i zajadali się kanapkami.
- Dzień dobry. - Rzuciłam radośnie i usiadłam na wolnym krześle, między Moniką, a Niko do którego uśmiechnęłam się delikatnie. Odpowiedział mi tym samym.
Od razu zaczęłam konsumować pyszne kanapki i nagle zastanowiła mnie jedna rzecz. Było tutaj coś za cicho.
- A Wy co tak od rana milczycie? Ktoś umarł? - Odezwałam się wesoło.
Monika popatrzyła na Szymona i pokiwała głową. Dobry humor od razu mnie opuścił. Odłożyłam w połowie zjedzoną kanapkę na talerzyk i pociągnęłam łyk wody. Oparłam się o krzesło.
- Mówcie, słucham. - Skrzyżowałam ręce.
- Zuza... - Odezwał się Fabian, więc na niego zwróciłam wzrok. - Musimy porozmawiać...


...


Przepraszam, że dopiero dziś, za to dłużej :)
Jakieś pomysły co do dalszej części?
Czekam na komentarze ;*


~ DarkFace