poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 6.

-Mówiłam Ci, rozmawialiśmy w ogrodzie, wypiliśmy trochę i później mnie odprowadził. - Obserwowałam wiewiórkę szukającą pożywienia kilka metrów od nas.
- Zuza nie kręć. Nie tylko to się wydarzyło, prawda? - Chwyciła mnie za rękę i odwróciła w swoją stronę. Patrzyła na mnie niepewnie.
- No dobra... Całowaliśmy się. - Spuściłam wzrok.
- CO?! Jak to się całowaliście? - Zerknęłam w jej oczy. Były pełen niedowierzania i przerażenia. - Stało się coś więcej?
- Prawie... - Wyszeptałam niepewnie.
Przyjaciółka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Otworzyła usta, jednak zaraz zrezygnowała i zamknęła je. Na jej twarzy malowała się niepewność.
- Nie wiem co o tym myśleć... - Mruknęła w końcu. - Opowiedz co się stało.
- Odprowadził mnie do pokoju więc podziękowałam i powiedziałam dobranoc. On zamiast odpowiedzieć pocałował mnie. Nie, nie pocałował. Rzucił się dosłownie na moje usta. I powiem Ci, zrobił to GENIALNIE. - Przerwałam i zerknęłam na Monikę. Czekała na ciąg dalszy. - Opamiętałam się, dopiero jak zostałam w majtkach. Powiedziałam, że nie możemy.
- I co on na to? - Zapytała, a ja wyczułam w jej głosie zaciekawienie.
- Wyglądał jakby dopiero zdał sobie sprawę z tego co robimy. Był przerażony. Wyszeptał, że stracił nad sobą kontrolę i wyszedł. - Zakończyła i w końcu odetchnęłam.
Było mi lżej. Nie musiałam już tego przed nią ukrywać.
- Musisz z nim porozmawiać, wiesz o tym, prawda? - Powiedziała po chwili poważnie.
- I co to zmieni? Myślisz, że jakie ma o mnie teraz zdanie? Od razu lądujemy w łóżku?! Świetny początek...
- Zuza, byliście pijani. Zresztą w porę się opamiętałaś. Daj spokój. Nie możesz go wiecznie unikać. Nigdy już nie pojedziesz na mecz? Fabian by Cię udusił.
- Nie wiem. - Wyszeptałam w końcu.
Wiem, że dziewczyna miała rację, jednak zwyczajnie bałam się tego.
- Przemyśl to. A teraz ruszaj tyłek, zaraz będzie padać. - Faktycznie pogoda się zmieniła. Zaczął wiać wiatr, a na niebie zebrały się ciężkie chmury. W oddali słychać było pierwsze grzmoty burzy. Ruszyłyśmy biegiem w stronę domu.

Mimo tego co powiedziała mi Monika, nie zamierzałam na razie spotykać się z Nikolayem. Na pewno nie celowo. Nazajutrz wstałam wreszcie wypoczęta. W niedzielę zawsze miałam chwilę na regenerację, więc trening odpadał. Postanowiłam jednak pojechać do lasu i pomyśleć trochę nad ostatnimi wydarzeniami. Zresztą lubiłam z Ghromem trochę poszaleć. To jakieś urozmaicenie przy ciągłym oglądaniu padoku lub hali. Szybko zjadłam kanapki i ubrałam się. 




Wychodząc spojrzałam na drzwi od mieszkania Szymona. Miałam dość jego milczenia. Podeszłam do nich i zdecydowanie zapukałam. Nikt nie odpowiedział. Ponowiłam czynność, tym razem trochę mocniej. Po chwili drzwi otworzyły się i ujrzałam zaspanego przyjaciela. Był zdziwiony moim widokiem.
- Zuza? Coś się stało? - Przytarł oczy i ziewnął.
- Ubieraj się i jedziesz że mną. - Powiedziałam stanowczo.
- Co, ale gdzie? Dziewczyno popatrz na zegar. Ledwo się położyłem po karmieniu.
Faktycznie, było dość wcześnie. 7 to zdecydowanie nie moja pora wstawania. Nie zamierzałam się tym jednak przejmować.
- Nie interesuje mnie to. Ruszaj tyłek i za 5 minut masz być gotowy. - Nie czekając na jego reakcję wepchnęłam się do przedpokoju. Usadowiłam się na szafce i popatrzyłam na niego. Był zaszokowany moim zachowaniem. - No idź się zbierać. Zostały Ci 4 minuty. - Założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Chłopak westchnął i poszedł do sypialni. Miałam serdecznie dość jego zachowania. Ignorancji wobec mnie. Nie wiedziałam nawet czym było to spowodowane.
Zalały mnie wspomnienia. Zawsze mówiliśmy sobie wszystko, zero tajemnic. Poznaliśmy się 8 lat temu. Był moim pierwszym i ostatnim trenerem. Przyjaźń trwała jednak krócej. Od moich 15 urodzin. Wtedy też dostałam Ghroma. Był ślicznym roczniakiem, wesołym, rozbrykanym. Wiedziałam, że czeka mnie długa droga zanim coś z niego będzie. Na szczęście od razu się dogadaliśmy. Zwierzak był typem tzw. konia jednego jeźdźca. Tylko mnie akceptował w 100%. Prócz Szymona, jego tolerował. Dlatego to jemu zawdzięczam wszystko co osiągnęłam.
Rozmyślania przerwało mi nadejście chłopaka. Ubrał jeszcze buty i popatrzył na mnie wyczekująco. Nic nie mówiąc wstałam i skierowałam się do wyjścia.

Po 30 minutach byliśmy już w lesie, jadąc obok siebie w ciszy. Słychać było tylko stukanie kopyt i prychnięcia zwierząt, które aż rwały się do szybszej jazdy. Zebrałam w końcu myśli i odezwałam się.
- Powiesz mi o co Ci ostatnio chodzi? - Patrzyłam na niego uważnie. Jego twarz lekko się napięła.
- Nie rozumiem. Co masz na myśli?
- Szymon nie udawaj głupiego! - Straciłam panowanie nad tym co mówię. -Przez ostatnie półtorej tygodnia traktujesz mnie jak powietrze. Nie odzywasz się, jak tylko chce porozmawiać wykręcasz się i znikasz. W domu bywasz tylko nocami. Łaskawie poświęcasz mi czas na treningach, chociaż nawet tam jesteś nieobecny myślami. Wyjaśnisz mi, co się do cholery dzieje?!
Spojrzał na mnie ze smutkiem malującym się w oczach. Westchnął głęboko i zwiesił głowę. Zerknęłam na jego dłonie. Były mocno zaciśnięte. Milczał dłuższy czas. Miałam się właśnie odezwać, kiedy usłyszałam dwa słowa, które zraniły moje serce jak żadne inne.
- Muszę wyjechać...
Napiął się każdy mięsień w moim ciele. Nie chciałam dopuścić do siebie informacji, jaką przekazał mi Szymon. Nie zauważyłam nawet kiedy się zatrzymałam. Ghrom nerwowo grzebał kopytem, więc ścisnęłam go lekko łydkami i ruszyłam.
- Żartujesz, prawda?
- Chciałbym... Pamiętasz jak opowiadałem Ci kiedyś o stajni sportowej w Niemczech? Tej, którą prowadzi brat ojca? - Skinęłam tylko głową. Nie mogłam wydusić z sobie słowa. Przyjaciel kontynuował, a ja załamywałam się bardziej. - Zadzwonił do mnie ostatnio i zaproponował jazdę w jego klubie. Na początku odrzuciłem propozycję, jednak ostatnio sporo o tym myślałem. To dzięki niemu jestem dziś, gdzie jestem. On podarował mi największe szczęście. - Pogłaskał przy tych słowach Sasankę po szyi, na co klacz odpowiedziała cichym rżeniem. - Wiem, że obiecałem Ci pomóc. Trenować, jeździć z Tobą na zawody. Ale Zuza, chce też czegoś dla siebie. Innej okazji mogę już nigdy nie dostać. Zadzwoniłem do niego w zeszłą niedzielę i powiedziałem, że się zgadzam.
Popatrzyłam w jego oczy. Widać było, że jest mu lżej po wypowiedzi. Czekał na moją reakcję. Ledwo powstrzymywałam płacz.
- Kiedy? - Tylko tyle zdołałam wyszeptać.
Zamrugałam kilka razy próbując pozbyć się łez.
- Zaraz po pierwszych sezonowych zawodach. Pojadę na nie jeszcze z Tobą.
Odwróciłam głowę i mocno spięłam Ghroma do galopu. Ogier wystrzelił do przodu jak z procy. Na policzkach poczułam wilgoć. Widok na chwilę zamazał się, jednak nie martwiłam się o to, Ghrom wiedział jak jechać. Chciałam sobie wszystko poukładać w głowie. Miałam stracić nie tylko trenera, ale także przyjaciela.
„Dam sobie z tym radę? „

Wróciłam późnym popołudniem. Nakarmiłam wierzchowca i poszłam pod prysznic. Nie chciałam siedzieć sama w domu. Postanowiłam pojechać do miasta na zakupy. Lodówka była już prawie pusta, skończyły się też marchewki i jabłka dla konia.
Zrobiłam lekki makijaż, uczesałam włosy i ubrałam się. 






Zerknęłam na zegar. Było po 17. Wyszłam z mieszkania i przekręciłam klucz w zamku.

Wychodząc z budynku kątem oka zobaczyłam Szymona. Przyglądał mi się, siedząc na ławce przed budynkiem. Nie zaszczyciłam go jednak spojrzeniem i odwróciłam się w stronę samochodu. Czekało mnie jednak zaskoczenie.
Obok mojego pojazdu stało drugie auto i bynajmniej nie było ono mojego współlokatora. W środku zobaczyłam znajomą postać.
Żołądek skręcił mi się w supeł i zalała mnie fala zdenerwowania.
Właściciel wysiadł i podszedł do mnie wolnym krokiem. Nie umiałam odwrócić wzroku. Patrzyłam wprost w oczy osoby, której ostatnio unikałam. Były to oczy Nikolaya Pencheva.
Chłopak stanął przede mną i zmierzył mnie wzrokiem.
- Chyba powinniśmy w końcu porozmawiać, nie sądzisz? - Włożył dłonie do kieszeni.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Głos uwiązł mi w gardle.
- Wsiadaj, zabieram Cię na kawę.
- Ale...
- Żadnego „ale”. Zapraszam. - Ruszył w kierunku czerwonego samochodu. Otworzył mi drzwi i uniósł brew.
W końcu się otrząsnęłam.
- Muszę jechać na zakupy. Nie mam czasu.
- Świetnie, więc po kawie wybieramy się do sklepu, zadowolona? A teraz nie marudź.
Zrezygnowana westchnęłam i wsiadłam do samochodu Niko. Ten zamknął za mną drzwi i z uśmiechem zajął miejsce za kierownicą.
Zapinając pasy spojrzałam jeszcze na Szymona. Siedział z dziwnym wyrazem twarzy i patrzył jak odjeżdżamy.  


...


No wyszło długie :D
Teraz już wiemy, czemu Szymon się tak zachowywał, oraz jak zareagowała Moniczka :)

Pora na rozmowę z Niko ;p
Macie jakieś przypuszczenia, lub sugestie? Dawajcie śmiało :)

Rozdział dedukuję Paulinie, która czeka na niego niecierpliwie już od wczoraj :)

Jak zwykle proszę o komentarze i udostępnienia :)

Cieszy mnie fakt, iż liczba czytelników wzrasta :)
Do następnego ;*

~ DarkFace



2 komentarze: