poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 10.

Reszta tygodnia upłynęła mi praktycznie na samych treningach. Byłam już nieźle zmęczona ciągłymi skokami. Nie miałam nawet czasu wyjechać z Ghromem do lasu, co bardzo mu się nie podobało. Był poddenerwowany, ale mimo to szło mu wspaniale. Ćwiczyłam sama, oraz z Szymonem, z którym niestety dalej się nie pogodziliśmy. Szczerze zaczynało mi to przeszkadzać. Nigdy się tak nie zachowywaliśmy, nie ważne co się działo, mogliśmy na siebie zawsze liczyć.
Wyjeżdżał już w najbliższy poniedziałek i nie chciałam, żeby nasza przyjaźń rozpadła się w taki sposób. Myślałam ostatnio dużo o tym co mi powiedział.
„Może faktycznie miał rację? Jeszcze w zeszłym roku sam startował i szło mu bardzo dobrze. Ta propozycja, którą dostał od wujka mogła go wielu rzeczy nauczyć. Ponownie mógłby zacząć startować, a to było coś czego mu najbardziej brakowało. Postanowił skupić się na trenowaniu mnie i może to był błąd?”
Z taką myślą odpłynęłam w krainę Morfeusza.

W czwartek obudziłam się w miarę wyspana. Zawody miały się odbyć w sobotę, więc dzień dzisiejszy i piątek miałam cały dla siebie. Zawsze przed takimi wydarzeniami odpoczywałam. Uznaliśmy kiedyś z Szymonem, że więcej korzyści odniesie to, że będę z Ghromem wypoczęta, niż to że będziemy ostro trenować. Zawsze lepiej się skupić, kiedy nic Cię nie boli.
Sobota zajmie nam na dojeździe na miejsce zawodów, oraz na małej rozgrzewce, więc to dziś wypadał dzień lenistwa.
Jednak zupełny luz to także nic dobrego. Postanowiłam więc wybrać się z ogierem na mały spacer. Zawsze robiłam to z przyjacielem, ale z racji ostatnich wydarzeń wątpię, żeby miał na to ochotę.
Przeciągnęłam się i spojrzałam na komórkę. Było kilka minut po 11. Nic więc dziwnego, że byłam wyspana, spałam ponad 12 godzin.
Leniwie zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Zrobiłam sobie tosty, oraz kawę i powoli konsumowałam posiłek. Chwilkę mi to zajęło, ale nie musiałam się śpieszyć.
Włożyłam naczynia do zlewu i poszłam pod prysznic. Zimna woda mnie otrzeźwiła i dodała sił. W samym ręczniku poszłam do pokoju i szybko narzuciłam na siebie jakieś ciuchy. Z szafy w przedpokoju wyjęłam jeszcze rzeczy dla konia i poszłam do stajni.




Szczotkowałam Ghroma , skupiając się na każdym miejscu na jego ciele. Robiłam to delikatnie i bardzo dokładnie. Dawno nie zajmowałam się nim tak jak powinnam i miałam z tego powodu wyrzuty sumienia, w końcu zwierzę to nie zabawka. W czasie szkoły to Szymon odwalał całą robotę. Sprzątał, karmił konie, dbał aby nie skończyło się dla nich jedzenia, a ja nie potrafiłam nawet okazać mu za to wdzięczności. Westchnęłam i założyłam na konia sprzęt. Cmoknęłam cicho i wyszłam z ogierem z boksu.
Na zewnątrz czekała na mnie niespodzianka. Obok swojej klaczy stał mój przyjaciel. Popatrzył na mnie ponuro i wsiadł na jej grzbiet. Podciągnęłam Ghromowi jeszcze popręg i zrobiłam to co chłopak. Wyjechałam za nim na ścieżkę zastanawiając się co też go ruszyło, żeby pojechać.

Jechaliśmy obok siebie w ciszy i w końcu nie wytrzymałam. Musiałam się odezwać.
- Pojechałeś ze mną, żeby pomilczeć?
- Zawsze robiliśmy to razem. - Odburknął pod nosem.
- Ale jakbyś nie zauważył, w ostatnim czasie nawet nie rozmawialiśmy. - Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Moja wina? - Warknął w moją stronę.
- No moja... - Odpowiedziałam cicho. - Przepraszam.
- Ehh, to ja przepraszam. Okej, pewnie że nie tego się spodziewałaś, ale myślałem że mnie zrozumiesz. - Popatrzył na mnie smutno.
- Teraz rozumiem, naprawdę. Zmarnowałam tydzień na wkurzanie się i w efekcie nie spędziliśmy ze sobą w ogóle czasu...
- Ale z tego co widziałem, nie marnowałaś go. - Popatrzył na mnie wymownie. Zarumieniłam się lekko.
- Oj no daj spokój... To tylko kolega. 
- Zuzanno Drzyzga, czy Ty się zarumieniłaś?! - Udawał zaszokowanego. - Coś mnie ominęło?
Wywróciłam oczami i popatrzyłam na niego z kpiną.
- Poinformuje Cię, jeżeli coś się stanie. - Nie chciałam mu mówić, tego co się wydarzyło na imprezie, oraz o rozmowie jaka miała miejsce na spacerze. Mogłam o tym rozmawiać z Moniką, ale nie z nim.
- No dobra, dobra. W takim razie co, wracamy? - Kiwnęłam lekko głową więc zawróciliśmy. - Jakieś plany na dziś?
- Nie, miałam zamiar odpocząć, a co, coś proponujesz?
- Może. - W jego oczach zobaczyłam dziwny błysk i wiedziałam już, że coś kombinował.
- Nie powiesz mi o co chodzi, prawda? - Nadzieja matką głupich, przecież go znałam, nie piśnie słówka.
Uśmiechnął się tylko pod nosem, a ja westchnęłam. Cieszyło mnie to, że między nami było już dobrze. W końcu to była pierwsza taka sytuacja i nie spodobała mi się ani trochę.

Wieczorem miałam się pojawić u Szymona „ładnie” ubrana, bo gdzieś wychodziliśmy. Za cholerę nie wiedziałam, gdzie miał mnie zamiar wyciągnąć. Zrobiłam trochę mocniejszy makijaż i poszłam ułożyć jakoś włosy.




Kiedy były gotowe wzięłam się za paznokcie. Wybrałam lekko różowy lakier i pomalowałam się. Zerknęłam na zegar, miałam jeszcze godzinę.
Oparłam się wygodnie i włączyłam telewizor. Leciała jakaś komedia, która nieźle mnie wciągnęła. Zapomniałam oczywiście, że powinnam się skupić na tym, żeby wyjść na czas. Ale trudno. Spanikowana zaczęłam się zbierać 5 minut przez wyjściem.
Podbiegłam do szafy i wybrałam moją ulubioną sukienkę. 




Do tego trochę dodatków, buty i byłam gotowa. W przedpokoju narzuciłam jeszcze kamizelkę, bo robiło się chłodno i wyszłam.
Zbiegłam po schodach i wpakowałam się do mieszkania. Nigdy nie pukałam, więc i tym razem nie miałam ochoty zmieniać przyzwyczajenia. Przyjaciel czekał już na mnie gotowy szczerząc się jak głupi.
- I z czego się tak cieszysz? - Położyłam ręce na biodrach i popatrzyłam na niego spod byka.
- Z niczego. Ładnie wyglądasz. - Puścił mi oczko i popchnął w kierunku drzwi. - Wyłaź już.
Podążyliśmy do samochodu Szymona i skierowaliśmy się w kierunku miasta.
- Nie powiesz mi na pewno gdzie jedziemy? - Zapytałam raz jeszcze z nadzieją.
- Gdzieś. - Dalej cieszył się jak dziecko. Uparty jak cholera. 
Przewróciłam oczami i założyłam ręce na piersiach, co wywołało śmiech mojego towarzysza. Z zacięciem na twarzy obserwowałam przesuwający się za oknem krajobraz. Chwilę nasza podróż trwała w ciszy, jednak Szymon jakby sobie o czymś przypomniał i zaczął szukać w kieszeni marynarki. Nie mógł sobie jednak poradzić, więc zaparkował na poboczu i zaczął przeszukiwać spodnie.
- Mogę wiedzieć, czego szukasz? - Zapytałam po chwili.
Ten jednak milczał. Po chwili wyciągnął jakiś przedmiot i podał mi go.
- Ubierz. - Popatrzyłam na opaskę na oczy, a następnie na przyjaciela.
- No chyba żartujesz...
- Nie gadaj tylko ubieraj, jak ma być niespodzianka to będzie. - Czekał spokojnie, ąz zrobię to o co prosił. 
Pokręciłam tylko głową i założyłam opaskę. Od tej chwili nie widziałam już nic.

Reszta drogi mijała niemiłosiernie powoli. Po jakichś 30 minutach Szymon zaparkował i podszedł, żeby mi pomóc. Wyszłam z samochodu niepewnie i poczułam jak tracę grunt pod nogami. Przyjaciel wziął mnie na ręce i szybko skierował się w bliżej nieokreślonym dla mnie celu. Usłyszałam jak otwierają się drzwi i weszliśmy do zaskakująco cichego pomieszczenia. W końcu zostałam odstawiona, więc zerwałam z oczu opaskę. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Ta sytuacja już na zawsze pozostanie w mojej pamięci...


...

Przepraszam, że dopiero dziś :)
Postaram się teraz dodawać rozdziały co dwa, trzy dni, ale za to będą dłuższe :)

I jak myślicie, gdzie Szymonek porwał naszą Zuzkę? :D
Jakieś pomysły? :)
Czekam na Wasze komentarze :)

Buziaczki :*

~ DarkFace 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz